Fenomenalna Marta Kisiel, jej "Pierwsze słowo" i nie tylko.
Osobiście bardzo lubię opowiadania. Cenię je za krótką formę, która umożliwia przyswojenie danej historii w przeciągu paru, czy parudziesięciu minut. Żal mi jedynie, że jest ich tak mało na rynku – podobno zbiory opowiadań słabo się sprzedają. Jeśli już ktoś decyduje się na wydanie antologii, na okładce muszą pojawić się znane nazwiska. No niestety, takie realia. Wszystko musi się opłacać. Dlatego kiedy zobaczyłam na półce świeżo wydany zbiór opowiadań Marty Kisiel, od razu dałam się skusić. Wcześniej nie czytałam niczego, co wyszło spod jej pióra, ale do moich uszu dotarło wystarczająco wiele pochlebnych opinii, by wzbudzić moją ciekawość. Postanowiłam od tej pozycji zacząć swoją przygodę z tą autorką i zobaczyć, czy coś z tego wyjdzie. I tym sposobem Marta Kisiel przypomniała mi, jak bardzo kocham fantastykę. A może inaczej: sprawiła, że zakochałam się od nowa. W przedmowie autorka stwierdza, że nie potrafi pisać opowiadań. Nie podzielam tej opinii. W zbiorze „Pierwsze słowo”