Miłość przychodzi niespodziewanie. - Opowiadanie.
Z okazji Walentynek, przygotowałam dla Was coś specjalnego!
W prezencie na Święto Zakochanych, napisałam opowiadanie.
Historia oczywiście jest o miłości, a konkretnie o tym, że miłość przychodzi do nas bez zapowiedzi. Nawet wtedy, gdy już tracimy nadzieję, wszystko może się zdarzyć. Moi kochani, nigdy nic nie wiadomo. ☺
Miłość przychodzi niespodziewanie.
Było
mroźne popołudnie 14 lutego. Sylwia nienawidziła tej daty. Idąc jedną z
głównych ulic miasta, spoglądała na wystawy pełne rażącej czerwieni. Czuła się
osaczona przez serduszka, urocze misie i amorki. Gdzie nie spojrzała, widziała
uśmiechnięte pary, trzymające się za ręce. Co jakiś czas patrzyli sobie w oczy.
Wyglądali na szczęśliwych. Nie sprawiali wrażenia, że marzną, tak jak ona.
Zazdrościła im, jednocześnie wściekając się na swoje beznadziejne samotne życie.
Miała
27 lat i według swoich rodziców, była już starą panną. Ale czy to jej wina, że
nie miała szczęścia w miłości? Przecież nie chciała być sama, ale miała do
wyboru to, albo wybranie jednego z facetów, którzy stanowczo nie byli dla niej.
Kiedyś na przykład spotykała się z niezwykle
przystojnym, młodym przedsiębiorcą. Miała nawet wrażenie, że go kocha i była
gotowa na wiele, byle by tylko byli szczęśliwi. Jednak cóż z tego, skoro on nie
chciał zrobić kolejnego kroku? Dziewczyna – ok, ale żona już nie. Jak
twierdził, bał się odpowiedzialności i nie był gotowy na stanie się głównym
żywicielem rodziny. Kiepska wymówka prawda? A ona na niego czekała. Czekała
pełne dwa lata, aż do jego trzydziestych urodzin. Wtedy dotarło do niej, że on
z całą pewnością nie zamierzał się ustatkować. Miała 25 lat i zupełnie inne
plany, co do swojego życia. Postawiła przed nim ultimatum. I tak to się
skończyło.
Kolejny
był główny księgowy. Świetna partia. Miał stabilną, dobrze płatną posadę,
własny dom i nowiutki samochód. Był ziszczeniem marzeń większości kobiet. Ba,
nawet otwarcie twierdził, że szuka partnerki na całe życie, a jego główną
kandydatką była właśnie Sylwia. Szkoda jednak, że kompletnie nie dbał o to,
czego ona chce i co myśli. Liczyło się tylko jego zdanie. Był słodki, dobry i
hojny, ale tylko wtedy, gdy mu potakiwała, głaskała i wchodziła w cztery
litery. W przeciwnym razie miał humory i czepiał się byle czego. Po pewnym
czasie uznała, że spędzenie życia z rozpieszczonym narcyzem nie wchodzi w grę –
nawet jeśli miał dom i pieniądze.
Od
tamtego czasu rzadko pojawiała się w domu. Jej rodzice, a szczególnie matka,
nie potrafili pogodzić się z jej niezrozumiałą decyzją i przy każdej wizycie
nie omieszkują wytknąć jej głupoty. W dodatku mama, co rusz starała się
podsuwać jej nowych kandydatów. Ostatnio, podczas wizyty świątecznej, została
postawiona przed synem sołtysa sąsiedniej wsi i zmuszona do spędzenia z nim
nudnego wieczoru. Nie chodziło o to, że chłopak był zły, niemiły, czy
nieatrakcyjny, ale o to że i tak nie zamierzała zrezygnować z życia w mieście.
Oczywiście od razu poinformowała o tym swojego towarzysza, który dzielnie
zniósł jej brak zainteresowania głębszą znajomością.
Po
powrocie z aranżowanej randki, kolejny raz próbowała przemówić rodzicom do
rozsądku, tłumacząc, że nie zamierza szukać męża na siłę i nie życzy sobie by
oni robili to za nią. Sylwia głęboko wierzyła, że by stanąć na ślubnym
kobiercu, najpierw należy się zakochać. A tego akurat nie doświadczyła jeszcze
nigdy. W każdym razie nie miała zamiaru wychodzić za mąż za kogoś, kto jej nie
odpowiada i z kim będzie się męczyć. W końcu to na całe życie prawda?
I
tak nadeszło kolejne święto zakochanych. Sylwia jeszcze rano była przekonana,
że spędzi dzisiejszy wieczór samotnie, w swoim łóżku, w towarzystwie butelki
lub dwóch półsłodkiego wina i jakiegoś dobijającego książkowego romansu.
Wszystko zmieniło się około południa, kiedy jej przyjaciółka, a jednocześnie
szefowa, poprosiła ją do swojego gabinetu.
-
Musisz mi pomóc. – Eliza patrzyła na nią błagalnie, sprawiając wrażenie osoby
zapędzonej w kozi róg.
-
Pewnie. Co się stało?
-
Siadaj. Potrzebuję twojej przysługi. – Odczekała chwilę, aż Sylwia spełni jej
prośbę, po czym kontynuowała. – Mama dzwoniła, że Marieta bardzo źle się czuje.
Ma bardzo wysoką gorączkę i ciągle płacze. Adam ma popołudniowe spotkanie z
jakimś ważnym klientem i dlatego zależy mi żeby zaraz po pracy wrócić do domu.
-
To zrozumiałe.
Na
miejscu Elizy, Sylwia też chciałaby być jak najszybciej przy swoim chorym
dziecku. Oczywiście, gdyby je miała.
-
Problem w tym, że dziś ma przyjechać mój kuzyn. Jest prawnikiem i ostatnio
zastanawia się, czy nie przenieść tu swojej praktyki. W każdym razie obiecałam,
że spędzę z nim popołudnie i pokażę miasto. Zaprosiłabym go do siebie, ale Marieta…
Och… Strasznie nie chcę wystawić go do wiatru. On tu nikogo nie zna. –
Dokończyła rzewnym westchnieniem.
Sylwia
zmarszczyła brwi. Jeśli dobrze rozumiała, Eliza miała zamiar poprosić ją, żeby
stanowiła jej zastępstwo.
-
Słuchaj… Pomyślałam sobie, że może ty byś poszła za mnie. Eryk jest bardzo
miły, naprawdę. – Spojrzała na nią błagalnie. – No chyba, że masz inne plany… -
Zrekompensowała się szybko, źle interpretując zmieszaną minę Sylwii.
-
Nie o to chodzi. To znaczy, nie ma problemu, mogę iść… - W odpowiedzi Eliza
podskoczyła radośnie na swoim skórzanym fotelu. – Ale czy to nie będzie wyglądać
dziwnie?
-
Dziwnie? – Jej szefowa zmarszczyła brwi.
-
No wiesz. Jak randka… Dzisiaj są walentynki i…
-
Och, daj spokój. – Eliza machnęła na nią ręką. – Przecież wszystko mu wyjaśnię.
Potraktuj to, jak kolację biznesową. Wyświadczasz mi przysługę i nic więcej. W
każdym razie obiecuję ci, że nie będziesz się nudzić. - Trajkotała z zadowoloną
miną. – A nawet jeśli, to daj mu godzinę forów. Jeśli po tym czasie będziesz
chciała uciekać, umówimy się na akcje ratunkową. – Sylwia posłała jej
spojrzenie pełne niezrozumienia. – Oj, no wiesz. Wychodzisz do toalety, piszesz
do mnie sms, że masz dość, a ja za 10 minut dzwonię, podając się za twojego
sąsiada, któremu zalewasz mieszkanie. Może być?
-
Hmm… No dobrze. – Sylwia westchnęła, czując się z jakiegoś powodu pokonana. - To
powiedz mi, gdzie i o której mam się z nim spotkać?
💚💚💚
Właśnie
dochodziła piąta. Eryk siedział przy stoliku, który zapewniał najwięcej
prywatności w całej restauracji. Miejsce znajdowało się w kącie sali, dodatkowo
osłonięte parawanami. Jedyne źródło światła stanowiła lampka w czerwonym,
papierowym kloszu, wisząca nad jego głową oraz wysoka świeca na jego środku stolika. Na
wewnętrznej stronie parawanów, rozwieszone były papierowe, bordowe serduszka,
poprzeplatane finezyjnymi piórkami w tym samym kolorze. Eryk czuł się nieco
nieswojo w tak romantycznym otoczeniu, szczególnie że miał się tu spotkać z
zupełnie obcą kobietą.
Nerwowo
zerknął na zegarek i pomyślał, że jeśli jest punktualna, zaraz powinna się zjawić. Jednocześnie w myślach wygłaszał tyradę do swojej kuzynki. Co ona sobie
myślała, żeby go stawiać w takiej sytuacji! Nie dość, że zarezerwowała TAKI
stolik (a znając ją, był pewny, że zrobiła to z czystą premedytacją), to
jeszcze rzuciła mu w twarz zmyśloną bajeczką, że jej córka jest chora.
Wiedział, że to kłamstwo, ponieważ od razu po jej telefonie, skontaktował się z
ciotką, która kategorycznie zaprzeczyła całej historii. Oczywiście chciał to
wyjaśnić z Elizą od razu, ale ta już nie odbierała jego telefonów.
Eryk
dobrze znał swoją kuzynkę. Wiedział, że zrobiła to specjalnie. Za wszelką cenę
chciała znaleźć dla niego dziewczynę. Nie chodziło o to, że on nie chciał. Miał
33 lata i był już gotowy, żeby założyć rodzinę. Jednak co z tego, skoro do tej
pory nie spotkał na swojej drodze odpowiedniej kobiety?
Po
nieudanych próbach kontaktu z Elizą, miał ochotę zrobić jej na złość i nie
przyjść w ustalone miejsce. Ostatecznie jednak stwierdził, że nie dotknąłby
tym jedynie Elizy, ale także jej przyjaciółkę, która zdawała się nieświadoma
całego misternego planu. Z resztą nie zasłużyła na takie potraktowanie, a jego wspaniałomyślna
kuzynka nie była na tyle miła, by udostępnić mu jakikolwiek kontakt do owej
koleżanki. W związku z tym nie mógł jej uprzedzić, że się nie zjawi. Wiercił
się więc na krześle w zacisznym koncie restauracji, modląc się, żeby jego
dzisiejsza towarzyszka nie okazała się pustą lalą, która nie potrafi usiedzieć
pięciu minut ciszy, bez potrzeby zapełniania jej bezsensowną paplaniną.
Eryk
poczuł się jeszcze bardziej niepewnie, gdy usłyszał odgłos obcasów na posadce,
przebijający się przez gwar restauracyjnych rozmów. Pierwsza w zasięgu wzroku
pojawiła się znajoma mu już kelnerka, dzierżąca w dłoni dwa, opasane w skórzane
oprawy, menu. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie, po czym obróciła do stojącej
za nią osoby.
Eryk,
pamiętając o dobrych manierach, wstał by przywitać się ze swoją dzisiejszą
towarzyszką. Kiedy tylko kelnerka odsunęła się nieco, by zrobić dla niej
przejście, Eryk zaniemówił. Właśnie stała przed nim najpiękniejsza dziewczyna,
jaką w życiu widział (a widział wiele).
Jej
szczupłą, owalną twarz, okalały proste włosy w kolorze słomkowego blondu, które
idealnie wręcz pasowały do jej niezwykłych szafirowych oczu. Na sobie miała
prostą, elegancką sukienkę do połowy uda, która wspaniale podkreślała jej szczupłą
figurę. Uśmiechnęła się do niego niepewnie, swoimi pełnymi, różowymi ustami
powodując, że zaschło mu w ustach.
-
Przepraszam za spóźnienie. Chodniki są bardzo śliskie, a obcasy wcale nie są
pomocne w takich warunkach. – Stwierdziła uroczo zmieszana, a Eryk pomyślał, że
gdyby miał na nią czekać choćby z godzinę dłużej, byłoby warto.
-
Nic nie szkodzi. Prawdę mówiąc nawet nie zauważyłem. Jestem Eryk.
-
Sylwia.
Podała
mu dłoń, którą z chęcią przyjął, by na jej wierzchu złożyć delikatny pocałunek.
-
Miło mi cię poznać. – Powiedział całkiem szczerze, spoglądając na nią spod
ciemnych rzęs.
💚💚💚
Sylwia
w życiu nie pomyślałaby, że spędzi tak cudowny wieczór, w tak miłym
towarzystwie. Prawdę mówiąc, gdy stała przed restauracją, przez chwilę miała
ochotę uciec. Cieszyła się jednak, że tego nie zrobiła. Stawała się coraz
bardziej zdenerwowana, gdy kelnerka prowadziła ją w najodleglejszy koniec sali.
Podeszły do stolika, który był niemal całkowicie osłonięty przed oczami innych.
Dziwne, że właśnie takie miejsce wybrała Eliza na spotkanie z kuzynem…
Gdy
kelnerka zrobiła jej przejście, stanął przed nią przystojny brunet, w idealnie
skrojonej marynarce. Kiedy się do niej uśmiechnął, zauważyła w kącikach jego
oczu drobne zmarszczki, które tylko dodawały mu uroku. Poczuła się jakoś
nieswojo i nie wiedząc dlaczego, zaczęła opowiadać mu o swoich trudnościach
związanych z obcasami… Miała ochotę strzelić się w czoło, za ten bezsensowny
komentarz. Z pewnością pomyślał, że jest jakąś niedorobioną pokraką.
Ku
jej wielkiemu zdziwieniu, nie wyśmiał jej. Zamiast tego uprzejmie się
przedstawił. Zrobiła to samo, automatycznie podając mu rękę. Omal nie usiadła
ze dziwienia, gdy ujął jej dłoń i delikatnie ucałował. Do tej pory nie spotkała
jeszcze mężczyzny w jego wieku, który by to robił. Eryk spojrzał na nią przy
tym w sposób, który wywołał przyjemny dreszcz w jej cele. W dodatku po chwili
pomógł jej zająć miejsce, odsuwając dla niej krzesełko. Czyli jednak
dżentelmeni nie wyginęli… Co więcej jeden z nich właśnie miał zamiar zjeść z
nią kolację.
Rozmowę
rozpoczęli od niezobowiązującej pogawędki i wyboru dań. Późnej Sylwia
opowiedziała mu o pracy z Elizą i swoim mieszkaniu, które dzieliła z dwoma
współlokatorkami. W pewnym momencie zorientowała się, że cała rozmowa kręci się
tylko wokół niej. Postanowiła szybko to zmienić.
-
Eliza wspominała, że chcesz się tutaj przenieść. – Zaczęła delikatnie.
-
Tak. Myślałem o tym. Zawsze lubiłem to miasto. Dobrze mi się kojarzy. I wydaje
mi się, że potrzebuję zmiany otoczenia.
-
Nie boisz się?
-
Czego? – Wydawał się zaintrygowany jej pytaniem.
-
Że ci się nie uda, że nie znajdziesz klientów. – Wzruszyła ramionami.
-
Nie. To znaczy ryzyko zawsze istnieje, ale ten kto nie ryzykuje, nic nie ma.
Jeśli chodzi o klientów, to myślę, że nie będzie problemu. Konkurencja co
prawda jest duża, ale nie chwaląc się, jestem całkiem niezły w tym co robię.
Sylwia
pomyślała, że oto siedzi przed nią odważny, przedsiębiorczy i dobrze wychowany
mężczyzna. W dodatku czas z nim spędzony wydawał jej się niezwykle przyjemny.
Być może właśnie dlatego zaproponowała mu pomoc.
-
W takim razie jeśli się zdecydujesz, z chęcią pomogę ci znaleźć lokal i
pozałatwiać formalności. – Uśmiechnęła się zachęcająco, mając nadzieję, że
zbytnio się nie narzuca.
-
Z miłą chęcią skorzystam. Właściwie – Posłał jej psotne spojrzenie. – miałbym ochotę
podkraść cię mojej kuzynce, ale obawiam się, że długo bym wtedy nie pożył.
-
Pochlebiasz mi, ale myślę, że nieco mnie przeceniasz. – Zmieszała się lekko.
-
Znam Elizę i wiem, że mam rację. Żeby u niej pracować, musisz być dobra w tym,
co robisz. Chociaż może to i lepiej, że jest jak jest. Z taką asystentką, nie
mógłbym się skupić na pracy. – Uśmiechnął się szelmowsko, wywołując rumieniec
na policzkach Sylwii.
Nie
wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Zwykle nie miała problemów z przyjmowaniem komplementów.
Wielu klientów ich firmy nie szczędziło jej pochwał. Eryk jednak w pewien
sposób ją onieśmielał. Powodował, że jej serce przyśpieszało.
-
Wiesz… - Odezwał się pierwszy, przyciągając jej spojrzenie. – Cieszę się, że
Eliza nie mogła przyjść.
Dotknął
jej dłoni, swobodnie leżącej na stoliku, wywołując pod jej skórą przyjemne
mrowienie. Spojrzała na niego. Twarz miał całkowicie poważną, a oczy szczere i
błyszczące. Jej odpowiedź mogła być tylko jedna.
-
Ja też.
💚💚💚
Wieczór
przeciągnął się bardziej, niż Eryk się spodziewał. Ale jak mogło być inaczej,
skoro spędzał go w tak przyjemnym towarzystwie. Gdyby mógł, wcale nie kończyłby
tej kolacji. Wolałby siedzieć przy dogasającej już świecy i obserwować odbicie
jej płomienia w oczach swojej pięknej towarzyszki. Nie tylko patrzenie na nią sprawiało
mu przyjemność, ale o dziwo cała rozmowa okazała się bardzo wartościowa. Ani
przez chwilę się nie nudził, nawet na jedną sekundę nie wywołała jego rozdrażnienia.
Była piękna niczym bogini, mądra i uprzejma. Czy potrzebował czegoś jeszcze?
Z
przyjemnością obserwował, jak opuszcza ją początkowa nieśmiałość i staje się
pewną siebie kobietą. Obie jej odsłony były urocze, ale ta późniejsza
zdecydowanie bardziej mu się podobała. Stała się sobą, była rozluźniona, co
sprawiało mu dziwną przyjemność. Nie była też ani trochę nudna. Zaimponowały mu
jej umiejętności negocjacyjne, podczas małej batalii o rachunek, który z trudem
udało mu się zapłacić. Z każdą chwilą coraz bardziej ją lubił i z każdą chwilą
coraz trudniej mu było przestać myśleć o jej pełnych, różowych ustach.
Eryk
uparł się, że odwiezie ją do domu. Nie wypadało przecież, żeby wracała sama. W
zgodzie ze swoim wychowaniem, zaproponował jej ramię, gdy opuszczali
restaurację. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy je przyjęła.
Paręnaście
metrów dalej, Sylwia poślizgnęła się na oblodzonym chodniku, tracąc równowagę.
Eryk złapał ją mocniej, starając się uchronić ją przed upadkiem. Pewnym, silnym
ruchem przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciach. Spojrzała na niego
zdezorientowana, oddychając szybko. Zanim zdążyła dojść do siebie i uwolnić się
od rozgrzewającego dotyku jego ramion, pochylił się i złożył na jej ustach
delikatny pocałunek.
Sylwia
miała zdecydowanie najsłodsze usta, jakie kiedykolwiek całował. Pasowała do
jego ciała, jak żadna inna i wcale nie miał ochoty jej puszczać. Wiedział
jednak, że w końcu musi się odsunąć. Gdy to zrobił, spojrzała na niego swoimi szafirowymi,
błyszczącymi oczami i wyszeptała słodkie:
-
Dziękuję.
-
Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się z zadowoleniem, powoli
przesuwając dłonią po jej policzku.
Pod
jej dom dojechali w milczeniu. Nie była to jednak niezręczna cisza, lecz
lekkie, wzajemne porozumienie.
Zgasił
silnik i wysiadł, żeby otworzyć przed nią drzwi. Podał jej rękę, pomagając wysiąść.
Robił to z przyjemnością. Każdy jej dotyk był dobry.
-
Dziękuję. To był bardzo miły wieczór.
-
To ja dziękuję. – Ucałował jej dłoń, którą nadal trzymał w swojej. – Co byś
powiedziała, gdybyśmy to powtórzyli?
-
Z chęcią. – Zgodziła się z nieziemskim uśmiechem.
Chciał
być dżentelmenem, naprawdę. Wiedział, że na tym powinno się zakończyć ich
pożegnanie. Niestety nie mógł się powstrzymać, by znowu nie skosztować jej ust.
Tym razem jednak pogłębił pocałunek, a ona odpowiedziała z pełnym
zaangażowaniem.
Z
trudem wypuścił ją z ramion. Później stał oparty o samochód, obserwując jak
odchodzi w kierunku drzwi. Patrzył jak kobieta, która przywróciła mu nadzieję,
że i on może znaleźć szczęście, znika mu z oczu. I wiedział, że już podjął
ostateczną decyzję o przeprowadzce.
Było
mroźne popołudnie 14 lutego. Sylwia nienawidziła tej daty. Idąc jedną z
głównych ulic miasta, spoglądała na wystawy pełne rażącej czerwieni. Czuła się
osaczona przez serduszka, urocze misie i amorki. Gdzie nie spojrzała, widziała
uśmiechnięte pary, trzymające się za ręce. Co jakiś czas patrzyli sobie w oczy.
Wyglądali na szczęśliwych. Nie sprawiali wrażenia, że marzną, tak jak ona.
Zazdrościła im, jednocześnie wściekając się na swoje beznadziejne samotne życie.
Miała
27 lat i według swoich rodziców, była już starą panną. Ale czy to jej wina, że
nie miała szczęścia w miłości? Przecież nie chciała być sama, ale miała do
wyboru to, albo wybranie jednego z facetów, którzy stanowczo nie byli dla niej.
Kiedyś na przykład spotykała się z niezwykle
przystojnym, młodym przedsiębiorcą. Miała nawet wrażenie, że go kocha i była
gotowa na wiele, byle by tylko byli szczęśliwi. Jednak cóż z tego, skoro on nie
chciał zrobić kolejnego kroku? Dziewczyna – ok, ale żona już nie. Jak
twierdził, bał się odpowiedzialności i nie był gotowy na stanie się głównym
żywicielem rodziny. Kiepska wymówka prawda? A ona na niego czekała. Czekała
pełne dwa lata, aż do jego trzydziestych urodzin. Wtedy dotarło do niej, że on
z całą pewnością nie zamierzał się ustatkować. Miała 25 lat i zupełnie inne
plany, co do swojego życia. Postawiła przed nim ultimatum. I tak to się
skończyło.
Kolejny
był główny księgowy. Świetna partia. Miał stabilną, dobrze płatną posadę,
własny dom i nowiutki samochód. Był ziszczeniem marzeń większości kobiet. Ba,
nawet otwarcie twierdził, że szuka partnerki na całe życie, a jego główną
kandydatką była właśnie Sylwia. Szkoda jednak, że kompletnie nie dbał o to,
czego ona chce i co myśli. Liczyło się tylko jego zdanie. Był słodki, dobry i
hojny, ale tylko wtedy, gdy mu potakiwała, głaskała i wchodziła w cztery
litery. W przeciwnym razie miał humory i czepiał się byle czego. Po pewnym
czasie uznała, że spędzenie życia z rozpieszczonym narcyzem nie wchodzi w grę –
nawet jeśli miał dom i pieniądze.
Od
tamtego czasu rzadko pojawiała się w domu. Jej rodzice, a szczególnie matka,
nie potrafili pogodzić się z jej niezrozumiałą decyzją i przy każdej wizycie
nie omieszkują wytknąć jej głupoty. W dodatku mama, co rusz starała się
podsuwać jej nowych kandydatów. Ostatnio, podczas wizyty świątecznej, została
postawiona przed synem sołtysa sąsiedniej wsi i zmuszona do spędzenia z nim
nudnego wieczoru. Nie chodziło o to, że chłopak był zły, niemiły, czy
nieatrakcyjny, ale o to że i tak nie zamierzała zrezygnować z życia w mieście.
Oczywiście od razu poinformowała o tym swojego towarzysza, który dzielnie
zniósł jej brak zainteresowania głębszą znajomością.
Po
powrocie z aranżowanej randki, kolejny raz próbowała przemówić rodzicom do
rozsądku, tłumacząc, że nie zamierza szukać męża na siłę i nie życzy sobie by
oni robili to za nią. Sylwia głęboko wierzyła, że by stanąć na ślubnym
kobiercu, najpierw należy się zakochać. A tego akurat nie doświadczyła jeszcze
nigdy. W każdym razie nie miała zamiaru wychodzić za mąż za kogoś, kto jej nie
odpowiada i z kim będzie się męczyć. W końcu to na całe życie prawda?
I
tak nadeszło kolejne święto zakochanych. Sylwia jeszcze rano była przekonana,
że spędzi dzisiejszy wieczór samotnie, w swoim łóżku, w towarzystwie butelki
lub dwóch półsłodkiego wina i jakiegoś dobijającego książkowego romansu.
Wszystko zmieniło się około południa, kiedy jej przyjaciółka, a jednocześnie
szefowa, poprosiła ją do swojego gabinetu.
-
Musisz mi pomóc. – Eliza patrzyła na nią błagalnie, sprawiając wrażenie osoby
zapędzonej w kozi róg.
-
Pewnie. Co się stało?
-
Siadaj. Potrzebuję twojej przysługi. – Odczekała chwilę, aż Sylwia spełni jej
prośbę, po czym kontynuowała. – Mama dzwoniła, że Marieta bardzo źle się czuje.
Ma bardzo wysoką gorączkę i ciągle płacze. Adam ma popołudniowe spotkanie z
jakimś ważnym klientem i dlatego zależy mi żeby zaraz po pracy wrócić do domu.
-
To zrozumiałe.
Na
miejscu Elizy, Sylwia też chciałaby być jak najszybciej przy swoim chorym
dziecku. Oczywiście, gdyby je miała.
-
Problem w tym, że dziś ma przyjechać mój kuzyn. Jest prawnikiem i ostatnio
zastanawia się, czy nie przenieść tu swojej praktyki. W każdym razie obiecałam,
że spędzę z nim popołudnie i pokażę miasto. Zaprosiłabym go do siebie, ale Marieta…
Och… Strasznie nie chcę wystawić go do wiatru. On tu nikogo nie zna. –
Dokończyła rzewnym westchnieniem.
Sylwia
zmarszczyła brwi. Jeśli dobrze rozumiała, Eliza miała zamiar poprosić ją, żeby
stanowiła jej zastępstwo.
-
Słuchaj… Pomyślałam sobie, że może ty byś poszła za mnie. Eryk jest bardzo
miły, naprawdę. – Spojrzała na nią błagalnie. – No chyba, że masz inne plany… -
Zrekompensowała się szybko, źle interpretując zmieszaną minę Sylwii.
-
Nie o to chodzi. To znaczy, nie ma problemu, mogę iść… - W odpowiedzi Eliza
podskoczyła radośnie na swoim skórzanym fotelu. – Ale czy to nie będzie wyglądać
dziwnie?
-
Dziwnie? – Jej szefowa zmarszczyła brwi.
-
No wiesz. Jak randka… Dzisiaj są walentynki i…
-
Och, daj spokój. – Eliza machnęła na nią ręką. – Przecież wszystko mu wyjaśnię.
Potraktuj to, jak kolację biznesową. Wyświadczasz mi przysługę i nic więcej. W
każdym razie obiecuję ci, że nie będziesz się nudzić. - Trajkotała z zadowoloną
miną. – A nawet jeśli, to daj mu godzinę forów. Jeśli po tym czasie będziesz
chciała uciekać, umówimy się na akcje ratunkową. – Sylwia posłała jej
spojrzenie pełne niezrozumienia. – Oj, no wiesz. Wychodzisz do toalety, piszesz
do mnie sms, że masz dość, a ja za 10 minut dzwonię, podając się za twojego
sąsiada, któremu zalewasz mieszkanie. Może być?
-
Hmm… No dobrze. – Sylwia westchnęła, czując się z jakiegoś powodu pokonana. - To
powiedz mi, gdzie i o której mam się z nim spotkać?
💚💚💚
Właśnie
dochodziła piąta. Eryk siedział przy stoliku, który zapewniał najwięcej
prywatności w całej restauracji. Miejsce znajdowało się w kącie sali, dodatkowo
osłonięte parawanami. Jedyne źródło światła stanowiła lampka w czerwonym,
papierowym kloszu, wisząca nad jego głową oraz wysoka świeca na jego środku stolika. Na
wewnętrznej stronie parawanów, rozwieszone były papierowe, bordowe serduszka,
poprzeplatane finezyjnymi piórkami w tym samym kolorze. Eryk czuł się nieco
nieswojo w tak romantycznym otoczeniu, szczególnie że miał się tu spotkać z
zupełnie obcą kobietą.
Nerwowo
zerknął na zegarek i pomyślał, że jeśli jest punktualna, zaraz powinna się zjawić. Jednocześnie w myślach wygłaszał tyradę do swojej kuzynki. Co ona sobie
myślała, żeby go stawiać w takiej sytuacji! Nie dość, że zarezerwowała TAKI
stolik (a znając ją, był pewny, że zrobiła to z czystą premedytacją), to
jeszcze rzuciła mu w twarz zmyśloną bajeczką, że jej córka jest chora.
Wiedział, że to kłamstwo, ponieważ od razu po jej telefonie, skontaktował się z
ciotką, która kategorycznie zaprzeczyła całej historii. Oczywiście chciał to
wyjaśnić z Elizą od razu, ale ta już nie odbierała jego telefonów.
Eryk
dobrze znał swoją kuzynkę. Wiedział, że zrobiła to specjalnie. Za wszelką cenę
chciała znaleźć dla niego dziewczynę. Nie chodziło o to, że on nie chciał. Miał
33 lata i był już gotowy, żeby założyć rodzinę. Jednak co z tego, skoro do tej
pory nie spotkał na swojej drodze odpowiedniej kobiety?
Po
nieudanych próbach kontaktu z Elizą, miał ochotę zrobić jej na złość i nie
przyjść w ustalone miejsce. Ostatecznie jednak stwierdził, że nie dotknąłby
tym jedynie Elizy, ale także jej przyjaciółkę, która zdawała się nieświadoma
całego misternego planu. Z resztą nie zasłużyła na takie potraktowanie, a jego wspaniałomyślna
kuzynka nie była na tyle miła, by udostępnić mu jakikolwiek kontakt do owej
koleżanki. W związku z tym nie mógł jej uprzedzić, że się nie zjawi. Wiercił
się więc na krześle w zacisznym koncie restauracji, modląc się, żeby jego
dzisiejsza towarzyszka nie okazała się pustą lalą, która nie potrafi usiedzieć
pięciu minut ciszy, bez potrzeby zapełniania jej bezsensowną paplaniną.
Eryk
poczuł się jeszcze bardziej niepewnie, gdy usłyszał odgłos obcasów na posadce,
przebijający się przez gwar restauracyjnych rozmów. Pierwsza w zasięgu wzroku
pojawiła się znajoma mu już kelnerka, dzierżąca w dłoni dwa, opasane w skórzane
oprawy, menu. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie, po czym obróciła do stojącej
za nią osoby.
Eryk,
pamiętając o dobrych manierach, wstał by przywitać się ze swoją dzisiejszą
towarzyszką. Kiedy tylko kelnerka odsunęła się nieco, by zrobić dla niej
przejście, Eryk zaniemówił. Właśnie stała przed nim najpiękniejsza dziewczyna,
jaką w życiu widział (a widział wiele).
Jej
szczupłą, owalną twarz, okalały proste włosy w kolorze słomkowego blondu, które
idealnie wręcz pasowały do jej niezwykłych szafirowych oczu. Na sobie miała
prostą, elegancką sukienkę do połowy uda, która wspaniale podkreślała jej szczupłą
figurę. Uśmiechnęła się do niego niepewnie, swoimi pełnymi, różowymi ustami
powodując, że zaschło mu w ustach.
-
Przepraszam za spóźnienie. Chodniki są bardzo śliskie, a obcasy wcale nie są
pomocne w takich warunkach. – Stwierdziła uroczo zmieszana, a Eryk pomyślał, że
gdyby miał na nią czekać choćby z godzinę dłużej, byłoby warto.
-
Nic nie szkodzi. Prawdę mówiąc nawet nie zauważyłem. Jestem Eryk.
-
Sylwia.
Podała
mu dłoń, którą z chęcią przyjął, by na jej wierzchu złożyć delikatny pocałunek.
-
Miło mi cię poznać. – Powiedział całkiem szczerze, spoglądając na nią spod
ciemnych rzęs.
💚💚💚
Sylwia
w życiu nie pomyślałaby, że spędzi tak cudowny wieczór, w tak miłym
towarzystwie. Prawdę mówiąc, gdy stała przed restauracją, przez chwilę miała
ochotę uciec. Cieszyła się jednak, że tego nie zrobiła. Stawała się coraz
bardziej zdenerwowana, gdy kelnerka prowadziła ją w najodleglejszy koniec sali.
Podeszły do stolika, który był niemal całkowicie osłonięty przed oczami innych.
Dziwne, że właśnie takie miejsce wybrała Eliza na spotkanie z kuzynem…
Gdy
kelnerka zrobiła jej przejście, stanął przed nią przystojny brunet, w idealnie
skrojonej marynarce. Kiedy się do niej uśmiechnął, zauważyła w kącikach jego
oczu drobne zmarszczki, które tylko dodawały mu uroku. Poczuła się jakoś
nieswojo i nie wiedząc dlaczego, zaczęła opowiadać mu o swoich trudnościach
związanych z obcasami… Miała ochotę strzelić się w czoło, za ten bezsensowny
komentarz. Z pewnością pomyślał, że jest jakąś niedorobioną pokraką.
Ku
jej wielkiemu zdziwieniu, nie wyśmiał jej. Zamiast tego uprzejmie się
przedstawił. Zrobiła to samo, automatycznie podając mu rękę. Omal nie usiadła
ze dziwienia, gdy ujął jej dłoń i delikatnie ucałował. Do tej pory nie spotkała
jeszcze mężczyzny w jego wieku, który by to robił. Eryk spojrzał na nią przy
tym w sposób, który wywołał przyjemny dreszcz w jej cele. W dodatku po chwili
pomógł jej zająć miejsce, odsuwając dla niej krzesełko. Czyli jednak
dżentelmeni nie wyginęli… Co więcej jeden z nich właśnie miał zamiar zjeść z
nią kolację.
Rozmowę
rozpoczęli od niezobowiązującej pogawędki i wyboru dań. Późnej Sylwia
opowiedziała mu o pracy z Elizą i swoim mieszkaniu, które dzieliła z dwoma
współlokatorkami. W pewnym momencie zorientowała się, że cała rozmowa kręci się
tylko wokół niej. Postanowiła szybko to zmienić.
-
Eliza wspominała, że chcesz się tutaj przenieść. – Zaczęła delikatnie.
-
Tak. Myślałem o tym. Zawsze lubiłem to miasto. Dobrze mi się kojarzy. I wydaje
mi się, że potrzebuję zmiany otoczenia.
-
Nie boisz się?
-
Czego? – Wydawał się zaintrygowany jej pytaniem.
-
Że ci się nie uda, że nie znajdziesz klientów. – Wzruszyła ramionami.
-
Nie. To znaczy ryzyko zawsze istnieje, ale ten kto nie ryzykuje, nic nie ma.
Jeśli chodzi o klientów, to myślę, że nie będzie problemu. Konkurencja co
prawda jest duża, ale nie chwaląc się, jestem całkiem niezły w tym co robię.
Sylwia
pomyślała, że oto siedzi przed nią odważny, przedsiębiorczy i dobrze wychowany
mężczyzna. W dodatku czas z nim spędzony wydawał jej się niezwykle przyjemny.
Być może właśnie dlatego zaproponowała mu pomoc.
-
W takim razie jeśli się zdecydujesz, z chęcią pomogę ci znaleźć lokal i
pozałatwiać formalności. – Uśmiechnęła się zachęcająco, mając nadzieję, że
zbytnio się nie narzuca.
-
Z miłą chęcią skorzystam. Właściwie – Posłał jej psotne spojrzenie. – miałbym ochotę
podkraść cię mojej kuzynce, ale obawiam się, że długo bym wtedy nie pożył.
-
Pochlebiasz mi, ale myślę, że nieco mnie przeceniasz. – Zmieszała się lekko.
-
Znam Elizę i wiem, że mam rację. Żeby u niej pracować, musisz być dobra w tym,
co robisz. Chociaż może to i lepiej, że jest jak jest. Z taką asystentką, nie
mógłbym się skupić na pracy. – Uśmiechnął się szelmowsko, wywołując rumieniec
na policzkach Sylwii.
Nie
wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Zwykle nie miała problemów z przyjmowaniem komplementów.
Wielu klientów ich firmy nie szczędziło jej pochwał. Eryk jednak w pewien
sposób ją onieśmielał. Powodował, że jej serce przyśpieszało.
-
Wiesz… - Odezwał się pierwszy, przyciągając jej spojrzenie. – Cieszę się, że
Eliza nie mogła przyjść.
Dotknął
jej dłoni, swobodnie leżącej na stoliku, wywołując pod jej skórą przyjemne
mrowienie. Spojrzała na niego. Twarz miał całkowicie poważną, a oczy szczere i
błyszczące. Jej odpowiedź mogła być tylko jedna.
-
Ja też.
💚💚💚
Wieczór
przeciągnął się bardziej, niż Eryk się spodziewał. Ale jak mogło być inaczej,
skoro spędzał go w tak przyjemnym towarzystwie. Gdyby mógł, wcale nie kończyłby
tej kolacji. Wolałby siedzieć przy dogasającej już świecy i obserwować odbicie
jej płomienia w oczach swojej pięknej towarzyszki. Nie tylko patrzenie na nią sprawiało
mu przyjemność, ale o dziwo cała rozmowa okazała się bardzo wartościowa. Ani
przez chwilę się nie nudził, nawet na jedną sekundę nie wywołała jego rozdrażnienia.
Była piękna niczym bogini, mądra i uprzejma. Czy potrzebował czegoś jeszcze?
Z
przyjemnością obserwował, jak opuszcza ją początkowa nieśmiałość i staje się
pewną siebie kobietą. Obie jej odsłony były urocze, ale ta późniejsza
zdecydowanie bardziej mu się podobała. Stała się sobą, była rozluźniona, co
sprawiało mu dziwną przyjemność. Nie była też ani trochę nudna. Zaimponowały mu
jej umiejętności negocjacyjne, podczas małej batalii o rachunek, który z trudem
udało mu się zapłacić. Z każdą chwilą coraz bardziej ją lubił i z każdą chwilą
coraz trudniej mu było przestać myśleć o jej pełnych, różowych ustach.
Eryk
uparł się, że odwiezie ją do domu. Nie wypadało przecież, żeby wracała sama. W
zgodzie ze swoim wychowaniem, zaproponował jej ramię, gdy opuszczali
restaurację. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy je przyjęła.
Paręnaście
metrów dalej, Sylwia poślizgnęła się na oblodzonym chodniku, tracąc równowagę.
Eryk złapał ją mocniej, starając się uchronić ją przed upadkiem. Pewnym, silnym
ruchem przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciach. Spojrzała na niego
zdezorientowana, oddychając szybko. Zanim zdążyła dojść do siebie i uwolnić się
od rozgrzewającego dotyku jego ramion, pochylił się i złożył na jej ustach
delikatny pocałunek.
Sylwia
miała zdecydowanie najsłodsze usta, jakie kiedykolwiek całował. Pasowała do
jego ciała, jak żadna inna i wcale nie miał ochoty jej puszczać. Wiedział
jednak, że w końcu musi się odsunąć. Gdy to zrobił, spojrzała na niego swoimi szafirowymi,
błyszczącymi oczami i wyszeptała słodkie:
-
Dziękuję.
-
Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się z zadowoleniem, powoli
przesuwając dłonią po jej policzku.
Pod
jej dom dojechali w milczeniu. Nie była to jednak niezręczna cisza, lecz
lekkie, wzajemne porozumienie.
Zgasił
silnik i wysiadł, żeby otworzyć przed nią drzwi. Podał jej rękę, pomagając wysiąść.
Robił to z przyjemnością. Każdy jej dotyk był dobry.
-
Dziękuję. To był bardzo miły wieczór.
-
To ja dziękuję. – Ucałował jej dłoń, którą nadal trzymał w swojej. – Co byś
powiedziała, gdybyśmy to powtórzyli?
-
Z chęcią. – Zgodziła się z nieziemskim uśmiechem.
Chciał
być dżentelmenem, naprawdę. Wiedział, że na tym powinno się zakończyć ich
pożegnanie. Niestety nie mógł się powstrzymać, by znowu nie skosztować jej ust.
Tym razem jednak pogłębił pocałunek, a ona odpowiedziała z pełnym
zaangażowaniem.
Z
trudem wypuścił ją z ramion. Później stał oparty o samochód, obserwując jak
odchodzi w kierunku drzwi. Patrzył jak kobieta, która przywróciła mu nadzieję,
że i on może znaleźć szczęście, znika mu z oczu. I wiedział, że już podjął
ostateczną decyzję o przeprowadzce.
Komentarze
Prześlij komentarz