Zostać Panią Parrish - Liv Constantine
Powiedzieć, że Amber jest nad wyraz ambitną, młodą kobietą, to spore niedopowiedzenie. Bardziej odpowiednim określeniem tej postaci, jest powiedzenie „Dążyć po trupach do celu”. Może nie dosłownie, ale prawie.
Jej życiowym celem jest bogactwo i życie w dobrobycie. Nie musieć pracować, nosić najdroższe ubrania znanych projektantów, jadać w wykwintnych restauracjach, mieszkać w ogromnym domu ze służbą i mieć przystojnego, obrzydliwie bogatego męża, który spełnia wszystkie zachcianki swej wybranki. – Do tego dąży. Jest przekonana, że to właśnie jej się należy, że została stworzona do takiego życia. Niestety takie życie wiedzie Daphne Parrish, a nie Amber. Trzeba zatem coś z tym zrobić. Trzeba zająć miejsce bogatej Pani Parrish, która wydaje się zupełnie nie doceniać tego, co ma.
W pierwszej części książki szczegółowo poznajemy Amber. Widzimy wszystko jej oczami, poznajemy każdy szczegół jej planu. Szybko dowiadujemy się, jak bardzo jest wytrwała, a przy tym pozbawiona skrupułów i empatii. Taka mieszanka daje nam z jednej strony przerażającą i niebezpieczną kobietę, a z drugiej niezwykle ciekawą postać powieści. Z zainteresowaniem obserwowałam, jak korzystając ze sprytu, nader rozwiniętych zdolności aktorskich oraz manipulatorskich, skrupulatnie dąży do celu. Jej pierwszym krokiem jest wkupienie się w łaski Daphne Parrish, której udaje najlepszą przyjaciółkę. Następnie staje się częścią rodziny, aż w końcu zbliża się do przystojnego Jacksona Parrisha. Przy tym wszystkim Amber ma całkowite poczucie kontroli, ale co jeśli okaże się, że to tylko złudzenie? Że ostatecznie to ona jest przedmiotem manipulacji?
W drugiej części poznajemy słodką i pozornie naiwną Daphne. Obserwujemy, jak z biegiem czasu się zmienia. Poznajemy jej motywacje i problemy, których wbrew pozorom ma całkiem dużo. Przy tym wszystkim dosłownie wchodzimy do jej pięknego domu i sypialni. I choć wiele się wyjaśnia, do powieści wkrada się zalążek nudy. Jak dla mnie postać przesłodzona i zbyt wyidealizowana moralnie. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Duży plus dla powieści za poruszenie ważnego tematu, jakim jest przemoc domowa. W tym przypadku nie przybiera formę psychiczną, ale jest równie bolesna i szkodliwa jak fizyczna.
Niestety minus za to, że Amber realizowała swój plan zbyt bezproblemowo. Tzn. ja wiem, że w późniejszym stadium działań miała znaczą pomoc, ale chodzi mi raczej o początek. Jak dla mnie było zbyt dużo zbiegów okoliczności, które ją wspierały. Ale co ja się tam czepiam. Przyjmijmy, że dziewczyna miała „szczęście” i tyle. Widać taka karma.
Całokształt powieści mogę ocenić na 3+, w skali od 1 do 5. Co prawda powieść fajnie się czyta, ale tylko do pewnego momentu. Zakończenie historii bardzo mnie rozczarowało. Jest zbyt baśniowe, daje posmak nierealności. No bo powiedzmy szczerze, czy w prawdziwym życiu wszyscy, zarówno ci „źli” jak i „dobrzy”, dostają to na co zasługują? Nie wydaje mi się. Nie żebym miała jakiś obiekcje do szczęśliwych zakończeń, ale w tym konkretnym przypadku odniosłam silne wrażenie, że jest to zdecydowanie za bardzo naciągane.
Komentarze
Prześlij komentarz