Strachy ciężarnej i jak się ich pozbyć.

Każdy człowiek boi się nieznanego. To zupełnie normalne i naprawdę nie ma się czego wstydzić. Szczególnie jeśli jesteś przed swoim pierwszym porodem i nie masz zielonego pojęcia, czego się spodziewać.
Ja sama drżałam coraz bardziej, im bliżej było rozwiązanie. Uczucie strachu nie przypominało przerażenia, ale raczej dyskomfort. Było jak niewygodne zagniecenie w prześcieradle, które uwiera i nie pozwala na spokojny sen. Zaczęło mnie to frustrować. Postanowiłam coś z tym zrobić.
Moim pierwszym krokiem było zagłębienie się w literaturze i czasopismach. Z zapałem i ciekawością czytałam listy „świeżych” mam, które opowiadały o swoich porodach. W międzyczasie podpytywałam doświadczone w tym temacie koleżanki. Niektóre relacje uspokajały, a inne wzbudzały jeszcze większe przerażenie. Każda historia była inna.
Uznałam, że najrozsądniej będzie zasięgnąć informacji z jeszcze bardziej fachowego źródła. Zapisałam się więc do szkoły rodzenia, gdzie zajęcia prowadziły bardzo miłe, młode położne. Na zajęciach dowiedziałam się, jak wygląda poród, jakie istnieją pozycje, jak oddychać i co robić by wszystko poszło w miarę sprawnie. Zostałam uraczona filmikiem prezentującym całe zajście i uprzedzona o możliwości nacięcia krocza. Brzmi strasznie? Może troszkę. Ja wolałam się nie załamywać i pogodziłam się z tym, co na mnie czekało. Przecież nie miałam innego wyjścia. Przynajmniej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Strach troszkę zelżał.
Dla kobiet, którym to nie wystarczy, mam małą radę. Jeśli wiecie, w którym szpitalu chcecie przyjąć na świat swoje potomstwo, możecie odwiedzić wybraną porodówkę i porozmawiać z pracującym tam personelem. Większość szpitali to umożliwia. Być może znajomość miejsca, nico złagodzi odczuwany niepokój.
No dobrze. Strach przed porodem to jedno. Będąc w ciąży, bałam się jeszcze jednego.  Zachodziłam w głowę, jak ja sobie poradzę, kiedy już na świecie pojawi się moja mała córeczka. Noworodek wydawał mi się czymś kruchutkim, niczym porcelanowa laleczka, którą przy byle dotyku można uszkodzić. Nie miałam pojęcia o przebieraniu, przypadłościach takich maluchów, ani szeroko pojętej opiece. Bałam się, że nie dam sobie rady.

W tym przypadku również pomogła literatura i prasa. Przeczytałam „Rodzicielstwo bliskości. Jak zbudować więź z dzieckiem.” autorstwa pary psychologów Natalii oraz Krzysztofa Minge. (Nie ze wszystkim się zgadzałam, ale ta książka pomogła mi wyrobić sobie zdanie na pewne kontrowersyjne tematy. Więcej o tej pozycji  w recenzji, która ukarze się już wkrótce.) Prenumerowałam „M jak mama” i „Mamo to ja”. Zbierałam wszelkie dostępne foldery z przychodni. Przeglądałam portale tematyczne takie jak: www.mjakmama24.plwww.babyboom.pl czy www.poradnikzdrowie.pl/ciaza-i-macierzynstwo/ Po takim przygotowaniu mniej więcej wiedziałam, co mnie czeka.
Zajęcia w szkole rodzenia również wiele mi dały. Na lalkach przećwiczyłam zmienianie pieluszki, podnoszenie z pozycji leżącej, pozycje do karmienia i do odbijania. Skrupulatnie przećwiczyłam, gdzie i jak złapać, żeby nie zrobić krzywdy. Zostałam też przygotowana na okoliczność zakrztuszenia się dziecka i nauczona wszystkich działań reanimacyjnych.
Skorzystałam też z kanału „Mamo Tato Co ty na to?” na Youtube. Od tamtego czasu, aż zaroiło się od podobnych filmików. Wystarczy więc wpisać „przebieranie noworodka”, albo „kąpiel noworodka”, żeby nasz poczciwy Youtube zalał nas odpowiednimi nagraniami.
Tak przygotowana, czekałam na ostateczny egzamin, ale po porodzie okazało się, że sucha teoria i lalki, to zdecydowanie inna bajka niż żywy, mały noworodek. Lalka była w miarę sztywna, a bobas mięciutki i wiotki. Główka okazała się dużo cięższa, niż sądziłam, a całe ciałko mniejsze i zdecydowanie delikatniejsze. Dopiero po paru dniach dotarło do mnie, że mimo wszystko noworodek nie jest ze szkła i jeśli się wystarczająco uważa, nie tak łatwo go skrzywdzić.
Wystarczyło przypatrzeć się położnym, które sprawnie przebierały bobasa. Ubierając kaftanik, przerzucały go z boku na bok, niczym lalkę. Nie wyglądało to wcale delikatnie. Przyglądanie się ich pewnym, zdecydowanym ruchom, pomogło mi zrozumieć, że nie muszę się bać dotykania swojego dziecka, bo jeśli będę przestrzegać paru zasad, nie zrobię mu nic złego.
O czym należy pamiętać? Oczywiście o główce. Noworodek nie trzyma jej sam, trzeba mu pomóc. Szczególnie biorąc pod uwagę, że proporcjonalnie do całego ciałka, jest ona bardzo ciężka. Ponadto należy pamiętać, by przy przewijaniu, nie ciągnąć za nóżki w celu uniesienia pupy. Można w ten sposób zapewnić swojemu potomkowi problemy z bioderkami. Zamiast tego, można podłożyć dłoń pod plecki i lekko unieść całą dolną część ciałka.
Podsumowując cały wywód: Drogie mamy, nie ma się czego bać! W dzisiejszych czasach otaczają nas niezliczone narzędzia i  sposoby, które pomagają przygotować się do waszego wielkiego dnia i późniejszych tygodni. Całą resztę załatwia instynkt. Całe dziewięć miesięcy wasz organizm przygotowuje się do bycia matką. Zachodzą zmiany w waszej psychice. Przez ten czas jesteście programowane do tego, by roztoczyć opiekę nad nowym członkiem rodziny. Wystarczy się w niego wsłuchać i zaufać sobie. Bo to wy wiecie najlepiej, jak obchodzić się z waszym dzieckiem.

Komentarze

Popularne posty