RUNA - Vera Buck - Powieść historyczna i szokujący dreszczowiec w jednym.


„RUNA” to powieść, która nie tyle daje rozrywkę, co szokuje. Wiele rzeczy wzbudza dużo silnych emocji. Dzieje się tak przede wszystkim przez tło w którym toczy się akcja. Pod płaszczykiem ciekawej historii tajemniczej, małej dziewczynki, romantycznych uniesień młodego studenta, poznajemy szokujące i mroczne początki psychaiatrii.
Po lekturze, jedno wiem na pewno: za żadne skarby świata, nie chciałabym urodzić się w XIX wieku, jako kobieta. Światem rządzili wtedy mężczyźni i mam wrażenie, że wielu z nich postrzegało płeć piękną, jako podgatunek homo sapiens. Jeśli kobieta nie wpisywała się w odpowiednie schematy, próbowała walczyć z nakazami i prawami ustalonymi przez „panów i władców”, uznawana była za histeryczkę. Oczywiście był pewien odsetek naprawdę chorych na nerwicę, ale nie były to wszystkie przypadki.
No dobrze, ale o co konkretnie chodziło w całej sprawie z histerią? Kiedyś przypadłość tą przypisywano wyłącznie kobietom. Jednym z powodów miała być wędrująca macica. Dopiero później uznano, że problem jest w mózgu. Dziś wiadomo, że histeria jest rodzajem nerwicy i może dotknąć osób każdej płci i w każdym wieku, nawet dzieci.
W szpitalu psychiatrycznym Salpêtrière, w którym osadzona jest spora część akcji bywało, że lekarze traktowali kobiety, jak zwierzęta przeznaczone do ryzykownych eksperymentów. Nie tyle ważne było wyleczenie pacjentki, ile osiągnięcie naukowego sukcesu i rozbudowanie własnej kariery.
Szokujące bywały też opisy metod leczenia kobiet. W moich oczach przedstawiały się bardziej, jako tortury, niż metody terapeutyczne. Najbardziej przerażająca okazała świadomość, że takie rzeczy działy się stosunkowo niedawno. Moje wzburzenie wywołały również prezentacje pacjentek na wykładach, gdzie pokazywano je uczestnikom, jak wytresowane zwierzęta w cyrku. Dla samych wspomnianych scen, należy sięgnąć po tą pozycję. Naprawdę warto przekonać się, jak to wszystko wyglądało oraz jak wiele okrucieństwa i bezduszności potrafiło kryć się pod maską niesienia pomocy i wyższego dobra.
Plus dla Very Buck za poruszenie ważnej historycznej kwestii. Dodatkowy za wykreowanie postaci. W książce nie ma ani jednego nijakiego bohatera, a przynajmniej jeśli chodzi o tych bardziej istotnych. Każdy ma w sobie coś, co czyni go wyjątkowym i oryginalnym na tle innych.
Ja najbardziej polubiłam pewnego byłego policjanta, który uważał się za przestępcę. Choć w moim skromnym mniemaniu, był bardziej porządny niż niejeden przeciętny obywatel. Korzystał on z psychologii wyglądu. Po poszczególnych rysach twarzy szacował, czy ktoś ma zadatki na gwałciciela, złodzieja, czy innego rodzaju zbrodniarza. Nie do końca popieram takie „ocenianie ludzi po okładce”, a właściwie nie do końca w to wierzę, ale cecha ta stanowiła bardzo ciekawy element charakteru. Ponadto ex-policjant na każdym kroku udowadniał, że jest geniuszem, niczym sam Sherlock Holmes i często o kilka kroków wyprzedzał swoich byłych kolegów. Dla mnie stanowił on bardzo ważną osobę w całej opowieści.
Jeżeli chodzi o siłę „wciągania” czytelnika, osobiście określam ją, jako umiarkowaną. Nie byłam znudzona, ale też nie czytałam tej książki jednym tchem. Stanowiła jedynie miłe wzbogacenie dnia.
Vera Buck ukazuje nam ówczesny świat lekarzy i ich pacjentek, naukowych badań i szokujących metod leczenia, niedoli niektórych osób i ciekawą zagadkę kryminalną w tle. Wszystko to składa się na książkę wartą uwagi, którą oczywiście polecam.

Komentarze

Popularne posty