Średniej jakości fantazja erotyczna, czyli TEN DZIEŃ Blanki Lipińskiej

Oto mamy drugi tom, jakimś cudem, bestsellerowych „365 dni”. Jeśli ktoś czytał moją recenzję tej książki, być może pamięta, że nie podbiła ona mojego serca. Mimo to, gdy usłyszałam o kolejnej części tej historii, zaczęła we mnie kiełkować chora ciekawość. Postanowiłam sprawdzić, czy kontynuacja jest równie zła, jak sam początek. Poświęciłam się zatem i zaczęłam czytać. A oto i wnioski, które wyciągnęłam.
W dalszym ciągu mamy do czynienia z jedną, wielką fantazją erotyczną. I naprawdę nie byłoby w tym nic złego, bo dobry erotyk nie jest zły, ale w tym wypadku mamy dosłownie wszystko na jedno kopyto. Dużo brutalnego, bezpardonowego pieprzenia (inaczej tego opisać się nie da). I dużo, to i tak łagodnie powiedziane, bo scena erotyczna jest prawie w każdym rozdziale. Ja wymiękłam przy około dwusetnej stronie i od tego momentu przeskakiwałam te „pikantne kąski” bez żalu, a właściwie z niejaką ulgą. Bo ile można jedno i to samo?
Ale o co ja się konkretnie czepiam? Przecież o ten cały seks tutaj chodzi! Niby tak… Tylko weźmy poprawkę na sam opis aktu. Jest bardzo bezpośredni, czasami wręcz wulgarny, infantylny i po prostu brzydki. Strasznie mi się kojarzy z „Facetem na telefon”. Tam też wszystko było opisane na sucho, bez jakichś głębszych emocji, którymi czytelnik mógł by się pozachwycać. Tylko w tamtym wypadku to było do przyjęcia, skoro żigolak opowiadał o swojej pracy. Tutaj natomiast oczekiwałabym nieco więcej uczucia i wzajemnego przyciągania, a nie suchego, brutalnego stosunku.
Całe życie seksualne bohaterów polega na brudnym, pełnym przemocy seksie. On dominuje, ona gra dziwkę. Ok. Każdy ma to, co lubi i naprawdę pozazdrościć bohaterom podobnych temperamentów w łóżku – to już połowa sukcesu. Mnie, tak jak poprzednim razem, to nie ruszało. Za dużo brutalności, „suchości”, braku uczucia, czy odczuwalnego napięcia. Kolejny raz suche, brutalne rżnięcie i koniec.
Relacja pomiędzy głównymi bohaterami jest dziwna. Mało wzajemnego dialogu. I nie chodzi o to, że ze sobą nie rozmawiają. Problem w tym, że rozmawiają, ale żadne z nich często nic z tych rozmów nie wynosi. Nie ma jakiegoś takiego porozumienia, przyjaźni, czy czegokolwiek. Niby się kochają, ale jakoś tak na co dzień średnio to widać. Choć porównując ich relację z pierwszym tomem, mamy tutaj niejaką poprawę. Jest zdecydowanie mniej bezsensownych kłótni, niż poprzednio.
Skoro już zaczęłam się czepiać bohaterów, to już popłynę na tej fali. Główna bohaterka, Laura, w poprzedniej części robiła wrażenie osoby często nie mającej instynktu samozachowawczego i niemyślącej jasno. No cóż… Niewiele się zmieniło. Choć może po prostu ja nie rozumiem jej motywów. I jeśli można jakoś wytłumaczyć wielki ślub i wesele na pokaz, to jak usprawiedliwić robienie tego wszystkiego w tajemnicy przed rodzicami, których się kocha i ma się z nimi zbudowaną całkiem niezłą relację? Trzeba jeszcze dodać do tego ukrywanie przed nimi swojej ciąży i wkurzanie się na rodzicielkę, kiedy wszystko wychodzi na jaw. No nie pojmuję i tyle… Do tego sprzeczności wewnętrzne. Z jednej strony panika na strzelnicy, kiedy ma wykonać swój pierwszy w życiu strzał z pistoletu, a chwilę później wielkie podniecenie na wspomnienie tego zdarzenia. No to albo ktoś odczuwa wstręt do broni, albo go to podnieca, czy źle myślę? Na dokładkę sprawa tajemniczego rozkochiwania w sobie niemal wszystkich facetów z którymi ma styczność Laura. No naprawdę? Przecież w prawdziwym życiu raczej rzadko się spotyka, żeby ciężarna kobieta potrafiła zawrócić w głowie każdemu facetowi z którym spędzi więcej, niż kilka godzin… No tylko pozazdrościć takiego powodzenia…
Do tego mamy przyjaciółkę głównej bohaterki, która utrzymuje się ze sponsoringu, myśli o seksie chyba częściej niż przeciętny facet i klnie jak szewc. Ogólnie brzydkich słów jest masa i kują w oczy. No ja nie wiem, może autorka wśród przyjaciół używa takiego języka, ja jednak uważam, że co za dużo to niezdrowo. Z niczym nie należy przesadzać.
Jeśli chodzi o fabułę, to w pewnych momentach potrafi być ciekawie. No, przynajmniej porównując wszystko do poprzedniego tomu. Choć są sytuacje przewidywalne i to bardzo. Jest jeden zabieg zwany „strzelbą Czechowa”. Polega on na wprowadzeniu do fabuły jakiegoś elementu, którego znaczenie ujawniane jest nieco później. Nasza autorka wykorzystała tą sztuczkę, ale zrobiła to tak subtelnie, że gdy przyszło co do czego, chyba tylko największy idiota nie przejrzałby całego nieporozumienia.
Jedyne, co z czystym sercem mogę pochwalić, to poprawę redakcji. W książce jest mniej błędów stylistycznych i literówek. Tym razem wydawnictwo lepiej się przyłożyło.
Ach i cała książka jest pisana językiem przystępnym (nie licząc ogromnej ilości wulgaryzmów), dzięki czemu całkiem szybko się czyta. I chyba tylko dlatego dotarłam do samego końca.
A zakończenie… Zakończenie niby ma wzbudzić niepewność i niecierpliwe oczekiwanie na kolejny tom, ale jak się nad tym zastanowić to i tak wiadomo, co będzie dalej. Przynajmniej mniej więcej.
Podsumowując: Jest nieco lepiej, niż poprzednio, ale to tyle. Według mnie to nie jest dobra książka, ale mam świadomość, że sporo osób się z moją oceną nie zgodzi. Sytuacja, jak przy „50 twarzach Greya”. Tworzą się dwa wrogie obozy: krytykantów oraz wielbicieli. Wychodzi na to, że ja niestety zaliczam się do pierwszej grupy. No nie podobało mi się i tyle.

Komentarze

Popular posts

5 sposobów na okładkę książki.

Dziś mam dla Was kilka propozycji na ciekawe obłożenie książek. 😄 Zacznijmy jednak od tego, po co właściwie się w to bawić.  1. W pierwszej kolejności pomyślmy o książce, po którą sięgamy szczególnie często. Macie taką? Jej fabryczna okładka zapewne jest już nieco powyginana, obdarta i wypłowiała, prawda? Patrząc na nią masz wrażenie, że za niedługo się rozpadnie albo jest na tyle nieestetyczna, że chowasz ją w najmniej widocznym miejscu, żeby nie szpeciła cennego księgozbioru. 2. Drugim przypadkiem, kiedy okładka na książkę może się przydać, jest nasza prywatność. Przecież nie zawsze masz ochotę, żeby wszyscy widzieli, co czytasz. Ma to zastosowanie w przypadku naszej biblioteczki oraz gdy zabierasz książkę do pociągu, czy autobusu. Uniknij ciekawskich, czy zbulwersowanych spojrzeń i daj sobie nieco przestrzeni. 3. Masz dzieci w wieku szkolnym? Chcesz, by ich podręczniki były zabezpieczone, a jednocześnie niepowtarzalne? Świetnie. Zafunduj im piękne, indywidualne o

Tylko martwi nie kłamią Katarzyna Bonda

Są książki, które wsysają czytelnika od pierwszej strony. Są takie, które robią to znacznie później i takie, które w ogóle takiego talentu nie posiadają. Oczywiście nie zależy to jedynie od powieści, ale również czytelnika i jego upodobań.  Tylko martwi nie kłamią Katarzyny Bondy wciągnęła mnie dopiero około 50 strony. Początek wymagał ode mnie samozaparcia. Strasznie go męczyłam, przechodząc po kilka, kilkanaście stron. Nawet mój mąż zauważył, że coś jest nie tak, gdy powieść zajmowała swoje honorowe miejsce "obecnie czytanej książki" już trzy dni, a zakładka między kartkami przesuwała się w ślimaczym tempie. Dla wyjaśnienia: książki, które wciągają mnie od razu, kończę w góra dwa dni. Summa summarum początek był niezwykle trudny. Nie wiem, czy chodzi o język, którym powieść została napisana, czy jakość wprowadzenia, a może moje osobiste samopoczucie spowodowane zmianą pogody. Naprawdę nie wiem. W każdym razie nie jestem przyzwyczajona do porzucania powieści na s

Zdradzony - Opowiadanie

Opowiadanie flash fiction, czyli krótki tekst do szybkiego przyswojenia. Tym razem w formie listu. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. 😊 Moja najdroższa Jolu! Czy pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Był słoneczny, ciepły dzień. Właśnie odebrałaś dyplom. Miałaś na sobie białą bluzkę i granatową garsonkę. Zdążyłaś już uwolnić włosy z ciasnego koka. Byłaś taka piękna. Stanąłem na Twojej drodze, a ty patrzyłaś na mnie z zachwytem. Dotknęłaś mnie wtedy. Tak delikatnie i czule, jak nikt przedtem. Już wtedy wiedziałem, że będzie nam razem dobrze. Był czas, że wszyscy Ci mnie zazdrościli. Dodawałem Ci szyku i elegancji. Chyba właśnie dlatego lubiłaś zawsze mieć mnie pod ręką. Nie narzekałem. Podążałem za tobą wszędzie. Zaślepiony miłością byłem przekonany, że ta idylla nigdy się nie skończy. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że mnie porzucisz, zaśmiałbym mu się w twarz. A teraz… Teraz mogę jedynie wylewać ciemne łzy na ten arkusz papieru, którego nigdy nie zobaczysz. Braku