Wzgórze - Opowiadanie o wielkim nieporozumieniu, straconym czasie i silnym uczuciu.
Drodzy Państwo, oto mam przyjemność zaprezentować swoje nowe opowiadanie. 😊
Utwór liczy sobie 15 stron i opowiada o spotkaniu dwóch, niegdyś bliskich sobie osób.
Poniżej zamieszczam pełny tekst, z którym można zapoznać się na blogu.
Osobom, które wolą używać czytnika lub telefonu, proponuję pobranie opowiadania w postaci pliku pdf, epub lub mobi. Tekst do pobrania zupełnie za darmo na stronie Beezar.pl, pod tym linkiem.
Zachęcam do czytania i komentowania. 😃
Biegła
coraz szybciej. Nie zważała na korzenie i kamienie, które wyścielały jej
ścieżkę. Jak zwykle polegała na pierwotnym instynkcie, który nie pozwalał jej
się potknąć. Poza tym nie raz biegła tą drogą. Robiła to co dzień. Każdego
ranka, jeszcze przed świtem, zrywała się z łóżka, ubierała wysłużone już buty i
ruszała na wyścig ze słońcem. Zawsze ta sama ścieżka, zawsze otoczona gęstymi
drzewami, zawsze pod górę. Tylko ona, otaczająca ją nieokiełznana przyroda i
przyjemny ból spracowanych mięśni. Płuca wypełniało jej świeże, letnie
powietrze, lekko wilgotne, pachnące nocą.
Ponownie
przyśpieszyła kroku. Nie mogła się spóźnić. Dotarcie na wzniesienie o
odpowiedniej porze, było jej niezbędne do przeżycia kolejnego dnia. Od
dłuższego już czasu miała wrażenie, że żyje tylko dla tych paru minut. Chociaż
przez chwilę mogła zapomnieć o wszystkich problemach, o całym swoim zmarnowanym
życiu.
Wszystkie
jej koleżanki zazdrościły tego, co ma. Pieniędzy, przystojnego męża, urody i
smukłej sylwetki. Nie mogły zrozumieć, dlaczego Ada jeszcze narzeka. Przecież
powinna na kolanach biec do najbliższego kościoła i z pokorą za wszystko
dziękować. Nawet przez myśl im nie przeszło, że to co widzą, jest tylko ułudą,
paskudnym teatralnym przedstawieniem, w którym ona została zmuszona zagrać. A
za sceną… Za sceną jest zawsze ból, cierpienie i samotność.
Mąż,
którego nigdy nie kochała, a i on chyba nigdy nie kochał jej, już od dawna ją
zdradza. Ona, wbrew wszelkim przyjętym normom, nawet się z tego cieszy.
Przynajmniej ma pretekst do zajmowania osobnej sypialni. Nie musi zmuszać się,
by dzielić z nim łóżko. Nie musi udawać, że sprawia jej przyjemność swoimi
pieszczotami.
Od
początku wiedziała, że cały ten ślub był wielkim błędem. Związek bez krztyny,
miłości, będący jedynie transakcją i przypieczętowaniem spółki jej męża oraz
ojca, nie miał szans na powodzenie. Oczywiście Władek próbował ją zdobyć, ale
od samego początku był na straconej pozycji. Szybko się poddał. Wystraszony
obojętnością, zaczął szukać szczęścia poza małżeństwem. Dał jej wolność nocami,
ale nie miał zamiaru wypuścić ze złotej klatki. Kiedy istniała potrzeba,
musiała udawać kochającą, szczęśliwą żonę. Szczególnie przed jego partnerami w
interesach. Była jego ozdobą i dumą oraz cholernie dobrą aktorką.
Zdyszana,
dotarła na szczyt wzniesienia. Cały czubek pagórka zajmowała polana, zboczą
pozostawiając drzewa. Przypominało to trochę łysy placek na czubku głowy. Tylko
na środku trawiastego dywanu rosło jedno drzewko. Jarzębina. Ada podbiegła do
niej i dotknęła dłonią jej pnia. Odwróciła twarz ku wschodowi i zaczęła
uspokajać oddech.
Powoli,
milimetr po milimetrze, słońce wyłaniało się zza horyzontu. Swoimi świetlistymi
dłońmi, zaczęło rozganiać panujący na świecie mrok, hojnie obdarowując całe
otoczenie kolorami. Uśmiechnęła się pod nosem, bo znowu udało jej się zdążyć.
Ponownie mogła być światkiem narodzin nowego dnia. Tutaj, w tym miejscu, które
kochała.
Przez
kolejne minuty, chłonęła pozytywną energię. Oparła się o pień jarzębiny i
oddała się najpiękniejszym wspomnieniom, które przez piętnaście lat
pieczołowicie pielęgnowała w swojej pamięci.
Jak
dziś pamiętała dzień, w którym posadziła jarzębinowy krzew. Poranek był
chłodny. Świat miał podobny zapach, jak dziś. Zaraz po wschodzie słońca zabrali
się za wykopywanie dziury. Chcieli coś po sobie zostawić. Na pamiątkę wszystkich
wspólnie spędzonych poranków.
Przymknęła
oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Tylko tutaj mogli być sobą. Mogli przestać
udawać. Ona nie była już bogatą, rozpieszczoną, księżniczką tatusia. On
przestawał być biednym dzieciakiem z okolicznej wsi, który co jakiś czas
dorabiał sobie w fabryce należącej do jej rodziny. Ona była po prostu Adą, a on
Markiem. Najnormalniej na świecie. Tylko na tej polanie, tylko o świcie mogli
być razem. Mogli otwarcie wyznawać sobie to, co czuli. Mogli bezkarnie kochać.
Wtedy,
kończąc osiemnaście lat, miała odwagę by marzyć. Łudziła się, że jakimś
sposobem ich miłość zwycięży wszystkie przeciwności, pokona rzucane pod nogi
kłody. Wkrótce potem rzeczywistość wylała na jej pełną nadziei głowę, kubeł
zimnej wody. Została brutalnie uświadomiona, że nie dane jest jej szczęście u
boku mężczyzny, którego kocha. On o nią nie walczył, tak jak się tego
spodziewała. Poddał się. Zostawił ją samą, a ona w całej swojej rozpaczy,
popełniła największy błąd w swoim życiu. Zrobiła to, czego po niej oczekiwano.
Nagle
wyostrzyła zmysły i napięła mięśnie. Całe jej ciało zostało postawione w stan
gotowości. Wszystko przez nienaturalny hałas po jej prawej stronie.
Podejrzewała, że to człowiek. Tylko człowiek mógł w taki sposób poruszać się
wśród leśnych skarbów tego świata. Żadne zwierzę nie byłoby, aż tak głośne.
Nie
myliła się. W cieniu drzew dojrzała zarys ludzkiej sylwetki. Nie widziała
dokładnie, ale sugerując się posturą intruza, była niemal pewna, że to
mężczyzna. Szerokie barki, wąskie biodra, całość w kształcie wyciągniętej
litery V. Poczuła się nieswojo. Nie widziała jego twarzy. Nie wiedziała z kim
ma do czynienia.
Przez
chwilę zastanawiała się, czy nie zacząć uciekać. Dzięki codziennym biegom,
szczyciła się doskonałą kondycją, a ponadto doskonale znała teren. Miała duże
szanse, że zdoła umknąć. Coś jednak ją powstrzymało. Zmrużyła oczy, wytężając
wzrok. Czekała.
***
Wszystko
wydawało mu się obce. Nic nie wyglądało tak, jak kiedyś. Niezdarnie przedzierał
się przez krzaki, których wcale nie znał. Ścieżka, którą kiedyś podążał każdego
ranka, powoli zanikała. Wyglądało na to, że nikt jej nie używał.
Przeklął
cicho pod nosem, gdy dostał w twarz jedną z gałęzi. Odnosił dziwne wrażenie, że
cały las stara się go powstrzymać. Daje znaki, że powinien zawrócić. Ale
doszedł już tak daleko. Tyle lat tęsknił za tym miejscem. Ile ich minęło?
Piętnaście? Chyba tak. Choć jemu wydawało się, że od tamtych szczęśliwych
czasów upłynęła wieczność.
Wiedział,
że nie powinien tu przychodzić. Czekało na niego jedynie cierpienie i
niespełnione marzenia, których kiedyś się wyrzekł. Ale czy miał wtedy inne
wyjście? Przecież tak było lepiej. Dla niego, jego rodziny i dla niej…
Głęboko
zaciągnął się wilgotnym, porannym powietrzem. Uśmiechnął się pod nosem. Czuł
mocny, żywiczny zapach drzew. Przynajmniej to się nie zmieniło. W wielkich miastach nie sposób znaleźć takiej
woni. Nawet w parkach człowiek nie uświadczy tak wspaniałego, czystego
powietrza. Jest tylko smród spalin, zimą zmieszany z duszącym smogiem.
W
końcu zobaczył skraj polany, do której spieszył. Zaczęło już świtać. Trochę się
spóźnił, ale nie przeszkadzało mu to. Ważne, że w ogóle dotarł na miejsce.
Pierwsze,
co dostrzegł, to jarzębinowe drzewo. Zdecydowanie bardziej wyrośnięte, niż się
tego spodziewał. Gdy widział je po raz ostatni, przypominało wątłą gałąź
wetkniętą w ziemię. Nie przypuszczał, że będzie miało tyle sił witalnych, by
przetrwać.
Dopiero
w drugiej kolejności zauważył osobę, która pod nim stała. Kobieta była piękna.
Jej włosy czarne niczym węgiel, zaplątane były w warkocz, sięgający połowy
pleców. Na sobie miała sportowy, obcisły strój, który doskonale podkreślał jej
dojrzałą figurę. Twarz miała zwróconą w jego stronę. Rozpoznał ją od razu. Ona jego
chyba nie, bo wyglądała na niepewną i przestraszoną. Przypominała struchlałe
zwierzę, zapędzone w kozi róg. Mogła uciec, albo zaatakować. Zamiast tego
wybrała trzecią opcję. Czekała.
Powoli
ruszył z miejsca, w którym przystanął. Gdy minął granicę lasu, na jej twarzy
dostrzegł wyraźną zmianę. Cały strach, przerodził się w szok i niedowierzanie.
Od
lat marzył, by znowu ją ujrzeć. Zmieniła się. Jej ciało dojrzało, nabrało
jeszcze więcej zmysłowości. Rysy twarzy wyostrzyły się, podkreślając jej urodę.
Jeśli piętnaście lat temu była atrakcyjną, młodą kobietą, to dziś stanowiła dla
niego kwintesencję piękna. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Nie potrafił
inaczej. Sam jej widok cieszył go tak bardzo, że nie mógł powstrzymać kącików
ust, pędzących w przeciwnych stronach.
***
Mrugnęła
szybko kilka razy. Czy to możliwe, że to on? Może tak bardzo zatopiła się we
wspomnieniach, że teraz umysł robi jej głupie psikusy? Nie… Gdyby tak było,
zobaczyłaby go takiego, jak zapamiętała. Szczupłego chłopaka, o delikatnych rysach
twarzy i nieokiełznaną, ciemną czupryną. A do niej podchodził dorosły
mężczyzna, którego mięśnie ramion naciskają na materiał koszulki. Rysy jego
twarzy już dawno straciły młodzieńczą niewinność, nabierając ostrości i
delikatnych zmarszczek. Włosy nie były też tak ciemne, jak kiedyś. Stały się bardziej
szpakowate. Czy można aż tak bardzo się zmienić przez 15 lat? Na to wygląda…
Był
coraz bliżej. Uśmiechał się do niej szeroko, przyśpieszając bicie serca. Miała
ochotę wpaść w jego ramiona i w nich utonąć. Po chwili się otrząsnęła. To on ją
zostawił na pastwę losu. To on odszedł. Zranił ją, jak nikt inny, a ona głupia
ma ochotę rzucić to wszystko w niepamięć. Idiotka. Ogarnęła ją złość.
Postanowiła skierować ją wprost na niego.
Przystanął
kilka kroków od niej. Przez kilka długich sekund nic nie mówił. Tylko patrzył.
-
Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam. – Powiedział, a ona poczuła przyjemne
wibracje, które wywołał w niej dźwięk jego głosu.
-
Ja tym bardziej. – Odpowiedziała, zaplatając ramiona na piersi. – Co cię tutaj
sprowadza?
Jego
uśmiech przybladł. Najwyraźniej nie cieszyła się z tego spotkania tak jak on.
-
Byłem w okolicy. Postanowiłem odwiedzić stare śmieci.
- Tak
po prostu? Przez tyle lat nie dawałeś znaku życia i nagle zebrało ci się na
wspominki? I jeszcze musiałeś przyleźć tutaj?
Jej
wybuch całkowicie zbił go z pantałyku. Jednak nie na tyle, by zagłuszyć cały
żal sprzed lat.
-
Ja nie dawałem znaku życia? Prze tydzień dzwoniłem prawie codziennie. Przez
kolejne pół roku pisałem cholerne listy, a ty ani razu nie odpowiedziałaś! Z
nas dwojga to ja powinienem mieć pretensje. A tutaj mam prawo być, tak samo jak
każdy inny. Przykro mi, ale nigdzie nie zauważyłem tabliczki z napisem „teren
prywatny”. Poza tym nie spodziewałem się tutaj nikogo, a szczególnie ciebie.
Odniosła
wrażenie, jakby dostała od niego obuchem w głowę. Nie rozumiała nic z tego, co
powiedział. Dzwonił? Pisał? I niby jak to się stało, że niczego takiego nie
zauważyła?
-
Kłamiesz. – Orzekła, choć z każdą sekundą była coraz mniej pewna swojej racji.
-
Niby po co?
Oparła
się ciężko o pień jarzębiny.
-
Nic nie dostałam. Nawet głupiej notatki, że masz zamiar wyjechać.
Niespodziewanie
wróciło do niej całe poczucie zdrady, ogromnego zawodu i pretensji, które
skrywała w sercu. Pod powiekami poczuła wzbierające łzy. Z całych sił starała
się je powstrzymać. Nie chciała płakać przy nim. Nie chciała mu pokazać, jak
bardzo ją zranił.
Stanął
bliżej niej, również korzystając z pnia, jako podpory. Obserwował jej twarz.
Czy to mogła być prawda? Czy naprawdę nie dotarła do niej żadna z jego
wiadomości? Boże… Nie przespał tylu nocy, zastanawiając się, dlaczego zerwała z
nim kontakt. Wiedział, że nie mogą być razem, że go nie chce, ale liczył
chociaż na przyjaźń. Nie mógł dać jej tego na co zasługiwała, ale nie chciał
całkowicie z niej rezygnować. Miał nawet głupią nadzieję, że kiedy już stanie
na nogi w nowym miejscu, wróci i zdoła ją odzyskać. Szybko okazało się, że się
przeliczył. Pół roku po swoim wyjeździe dowiedział się od znajomego, że wyszła
za mąż. Ta wiadomość była młotem, który rozbił jego serce na milion drobnych
kawałeczków. Od tamtej chwili był pewien, że stanowił dla niej jedynie zabawkę,
niewinną rozrywkę, ucieczkę od codziennej nudy. Mimo to nie oddał by żadnego
wspólnie obejrzanego wschodu słońca. Nie żałował.
-
Dlaczego wyjechałeś? – Przerwała przedłużającą się ciszę.
Niby
wiedziała, że dostał dobrą propozycję pracy w mieście, ale chciała usłyszeć to
z jego ust. Chciała potwierdzenia, że pieniądze były ważniejsze od niej.
-
A co mnie tutaj trzymało? – Powiedział, a ją zabolało tak, że od razu
pożałowała swojego pytania. – Ojciec nie żył, mama nie mogła znaleźć pracy,
Zośka lada chwila miała pójść do szkoły. Żyliśmy tylko z renty, zasiłku i moich
wypocin u twojego ojca. Pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział, że jego
znajomy ma zakład pod Warszawą i szuka ludzi do pracy. Polecił mnie.
Postanowiłem skorzystać. W końcu nie chodziło tylko o mnie. Ja nie mogłem sobie
pozwolić na studia, ale Zośka… Lada chwila będzie bronić tytułu licencjata. –
Na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech, pełen dumy.
Rozumiała
go. Rodzina. Jako dziewiętnastoletni chłopak był odpowiedzialny za swoją mamę
oraz młodsza siostrę. Nie mógł sobie pozwolić na egoizm, a ona nie mogła go od
niego wymagać. Mimo to, odezwała się cicho.
-
Twierdzisz, że nic cię tutaj nie trzymało. A ja? Byłam dla ciebie nikim? –
Przymknęła oczy, szykując się na cios.
Zamiast
tego, dostała kolejne niezrozumiałe wyznanie.
-
Wręcz przeciwnie, byłaś wszystkim. – Westchnął ciężko, wgapiając się w czubki
swoich butów. – Nie rozumiem, o co masz pretensje. Przecież sama mnie rzuciłaś.
Przez długi czas łudziłem się, że jeśli trochę się odkuję w mieście, ty
zmienisz zdanie, ale w tym czasie zdążyłaś wyjść za mąż. Uszanowałem to i dałem
spokój.
-
Rzuciłam? Niby jak? Przecież to ty wyjechałeś bez słowa… - Przerwała, ledwo
panując nad drżeniem głosu.
Westchnął
ciężko i spojrzał na nią, jak na nic nierozumiejącego podlotka.
- Przecież
napisałaś list, w którym bardzo dosadnie wytłumaczyłaś mi, że wszystko, co było
między nami, stanowiło błąd i powinienem o tobie zapomnieć. Nie chciałem
wierzyć, ale to było twoje pismo. Próbowałem z tobą porozmawiać, ale nie
chcieli mnie wpuścić do twojego domu. Twierdzili, że nie życzysz sobie mnie
widzieć. Tydzień później musiałem wyjechać.
To
wszystko brzmiało tak nierealnie. Ciężko jej było uwierzyć w jego słowa, choć
wszystko, co mówił, miało sens i było logiczne. Przynajmniej z jego
perspektywy. W jej oczach cała sytuacja wyglądała inaczej. Nie było przecież
żadnego listu, ani żadnych wiadomości. Owszem, mniej więcej w tamtym czasie
była uziemiona z powodu choroby, ale nie dostała żadnych informacji o tym, że
ktoś próbuje się z nią spotkać. Nie wiedziała, czy powinna mu wierzyć.
-
Nie pisałam żadnego listu. – Powiedziała tylko.
Zmarszczył
brwi.
-
Niby po co miałbym kłamać… Chcesz, mogę ci go nawet pokazać. Nie mam go przy
sobie, ale Zosia może wysłać mi jego skan.
Czuł
się głupio przyznając się, że ciągle trzymał ten skrawek papieru, ale pod skórą
czuł, że powinni wyjaśnić całą sytuację. Ewidentnie coś było nie tak.
-
Tak, chcę go zobaczyć.
-
Dobrze. W takim razie spotkajmy się wieczorem. Co ty na to?
Spojrzała
na niego zaciekawiona. Jego oczy błyszczały. Nic się nie zmieniły. Ciągle były
pełne życia i pozytywnej energii, której tak bardzo jej brakowało. Kiedyś dawał
jej siłę. Może teraz również zdoła odrobinę jej zaczerpnąć. Czuła, że właśnie
tego potrzebuje. Uśmiechnęła się niemal radośnie i pokiwała głową na zgodę.
***
Żałowała,
że jej ojca już nie ma. Gdyby nie zmarł przed rokiem, teraz mogłaby go wypytać
o całą sytuację sprzed piętnastu lat. Miała silne przeczucie, że miał coś
wspólnego z całym nieporozumieniem. Zawsze dążył po trupach do celu. Bywał
bezwzględny w sferze zawodowej, ale i prywatnej. Ada wiedziała, jakie życie dla
niej planował. Miała wyjść za bogatego i przedsiębiorczego mężczyznę, który
byłby idealnym spadkobiercą jego firmy i majątku. Była jedynaczką, a w dodatku
kobietą. Według ojca kobiety nie nadawały się do prowadzenia interesów. Ich
miejsce było w domu, przy dzieciach i w sypialni. Poza tym miały jedynie godnie
reprezentować męża, rozsiewając wokół swój czar.
Ukrywała
związek z Markiem, biednym chłopakiem, bez przyszłości. Dla niej to nie miało
znaczenia, ale gdyby jej ojciec się zorientował… Wiedziała, że Marek
potrzebował pracy w jej rodzinnej firmie. Dlatego nie mogli się ujawnić. Gdyby
to zrobili, straciłby swoją posadę, jeśli nie więcej… Ale gdyby ojciec
wiedział? Albo podejrzewał? Czy byłby zdolny do tak wyszukanych działań, byle
by tylko rozdzielić młodych? Możliwe.
Idąc
na wieczorne spotkanie, przypomniała sobie jak bardzo zachęcał ją do ślubu z Władkiem.
Ona była pogrążona w rozpaczy, a on za wszelką cenę chciał dopiąć całą
transakcję. Zależało mu na czasie, jakby się bał, że coś może zmienić jej
decyzję…
Została
sprzedana, jako obowiązkowy dodatek do udziałów firmy. Ojciec był zadowolony.
Ona popadła w otępienie.
Była
już blisko polany. Przystanęła na chwilę i nerwowym ruchem poprawiła włosy.
Była zdenerwowana. Czuła się, jak nastolatka przed pierwszą randką. Pod skórą
czuła dawno już zapomniane, niecierpliwe podniecenie. Przed wyjściem poświęciła
swojej urodzie więcej czasu, niż zazwyczaj. Długo poprawiała makijaż i
starannie układała włosy. Przetrząsnęła całą garderobę, nie mogąc zdecydować
się, jaki strój wybrać. Noce były ciepłe, więc ostatecznie zdecydowała się na
zwiewną sukienkę, doskonale podkreślającą jej ciągle zgrabną figurę.
Weszła
na polanę i od razu dostrzegła ognisko rozpalone nieopodal jarzębiny. Kucał przy
nim Marek. Obrócony plecami do niej, nie zdawał sobie sprawy z jej obecności.
Podeszła bliżej. Obok niego dojrzała rozłożony koc, a na nim różne smakołyki
oraz lodówkę turystyczną. Zaczęła sobie wyrzucać, że sama nie pomyślała o
zabraniu jakiegoś prowiantu. Zwykle nie musiała dbać o takie rzeczy. Zawsze
robili to za nią inni. Nawet organizowanym przez siebie przyjęciom, poświęcała
maksymalne minimum swojego czasu. Miała sprawdzoną osobę, która zajmowała się
takimi sprawami za nią.
Zdała
sobie sprawę, jak mało wiedziała o prawdziwym życiu. Wszystkie lata spędziła
pod szczelnie zamkniętym kloszem. Nie musiała przejmować się tak przyziemnymi
rzeczami, jak rachunki do zapłacenia, czy robienie zakupów spożywczych.
Wymagano od niej jedynie dobrego wizerunku i odpowiedniej aparycji. Dla ludzi z
jej otoczenia, dla tzw. „przyjaciół”, stanowiła tylko ozdobę swojego męża. Jak
piękny, rasowy pies, na wypielęgnowanym trawniku. Jednym słowem była nikim i
nie wiadomo dlaczego, właśnie w tym momencie ta świadomość zaczęła jej ciążyć.
Stojąc za plecami swojej dawnej miłości, z całych sił zapragnęła to zmienić. W
końcu chciała poczuć, jak smakuje życie normalnego człowieka. Tylko w ten
sposób mogła pozbyć się obezwładniającego otępienia, które czuła od kilkunastu
lat.
-
Postarałeś się. – Odezwała się, wymownie zerkając na przygotowany posiłek.
Wstał,
odwracając się w jej stronę. Po jego ustach błądził delikatny uśmiech.
-
Uznałem, że przyda się coś na przekąskę. To nic takiego. Za to ty… - Zawahał
się. – Wyglądasz obłędnie.
Podziwiał
jej usta, które wygięły się kusząco, ukazując zadowolenie z komplementu. Nie
mógł oderwać od niej wzroku. Płomienie ognia odbijały się w jej oczach. Część
twarzy okrywały tańczące cienie. Wyglądała, jak bogini, którą była. Od zawsze.
Tylko dla niego. Kobietą ideałem, która tak mocno zakotwiczyła w jego sercu, że
nie był w stanie zapomnieć o niej przez te wszystkie lata. Nie był w stanie
odsunąć od siebie myśli o niej. A próbował. Nie raz. A teraz stała przed nim,
niczym spełnione marzenie. Miał ochotę wziąć ją w ramiona i sprawdzić, czy
nadal smakuje tak, jak to zapamiętał. Ale nie mógł. Nie mógł tego zrobić.
Jeszcze nie teraz. Najpierw musieli wszystko sobie wyjaśnić.
-
Siadaj. – Zachęcił ją gestem, by zajęła miejsca na kocu. – Może to nie pięciogwiazdkowa
restauracja, ale za to mamy tutaj sto procent prywatności.
-
I zdecydowanie bardziej mi się podoba. W dodatku widzę tu same rarytasy. –
Uśmiechnęła się do licznych kanapek, kawałków owoców i paczki krakersów. – Sam
to wszystko przygotowałeś?
Przytaknął,
sięgając do lodówki turystycznej. Wyciągnął z niej średniej kasy wino i dwa
kieliszki. Wiedział, że Ada była przyzwyczajona do trunków znacznie lepszej
jakości, ale niestety ograniczały go finanse. Nie mógł sobie pozwolić na
ekstrawagancję. Czuł się z tym nieswojo i nawet przez chwilę zastanawiał się,
czy aby sobie nie darować tych kilku procentów. Ostatecznie stwierdził, że tego
wieczoru czaka ich trudna i być może bolesna rozmowa, a nic tak nie łagodzi
bólu i nie rozwiązuje języka, jak wino. Nawet to ze średniej półki.
-
Pomyślałeś o wszystkim. – Pochwaliła go, przyjmując kieliszek.
Ponownie
była mu wdzięczna, że pomyślał o tak przyziemnej rzeczy, jak alkohol. Już
odczuwała intensywną potrzebę, by zrobić parę łyków dla kurażu, a ich spotkanie
dopiero się rozpoczęło.
Miał
no sobie dobrze dopasowana koszulę z krótkim rękawem. Dzięki temu mogła bez
przeszkód obserwować grę mięśni jego ramion, gdy odkorkowywał butelkę. Miała
ochotę go dotknąć. Ponownie poczuła się jak nastolatka. Z zawstydzeniem i smutkiem
zorientowała się, że nie czuła się tak od lat… Kolejny fakt świadczący o
beznadziejności jej dotychczasowej egzystencji…
Początkowo
rozmawiali o drobnostkach. Marcin opowiadał o swojej pracy i rodzinie. Ada
poczuła dziwną ulgę, gdy dowiedziała się, że nadal był kawalerem. Okazało się,
że po wyjeździe, układało mu się we wszystkich sferach życia, oprócz tej
uczuciowej.
-
A ty? – Zapytał nagle.
-
Co ja? – Upiła łyk wina, grając na czas. Nie miała ochoty opowiadać mu o swoim
nieszczęśliwym życiu.
-
Cały czas ja mówię. Ty może wtrąciłaś ze trzy zdania. No nie wiem. Może powiesz
w końcu, co u ciebie? Czym się zajmujesz?
„Wyglądaniem
dobrze i przekonywaniem samej siebie, że całe moje życie ma jakiś sens.” –
Pomyślała.
-
Niczym szczególnym. Głównie domem. Naprawdę nie ma o czym mówić.
-
A co u Władka?
-
Nie wiem. – Odpowiedziała obojętnie. – Pewnie załatwia jakieś interesy.
„…
i zalicza kolejne kochanki.” – Dopowiedziała w myślach. Ale o tym nie wypadało
wspominać, nawet jeśli wcale jej to nie obchodziło. Rozumiała go. Skoro ona nie
dawała mu tego, czego potrzebował…
Zapadła
cisza. Milczenie było trochę niezręczne, ale Ada wolała to od dalszych pytań. W
końcu przypomniała sobie, dlaczego właściwie się spotkali.
-
Przyniosłeś list?
-
Tak, poczekaj.
Z
kieszeni wyciągnął telefon i zaczął przeszukiwać jego zwartość. Po chwili podał
go Adzie.
-
Przepraszam, nie miałem gdzie wydrukować.
Machnęła
ręką, dając znak, że wszystko jej jedno. Z niedowierzaniem wgapiała się w ekran
smartfonu. Rozpoznała pismo. Rozpoznała słowa. To ona była autorką listu, ale
to nie Marcin miał być jego adresatem.
Nagle
wszystko zaczęło się układać w jej głowie. Nie była pewna, czy jej świętej
pamięci ojciec maczał w tym palce, ale już wiedziała kto był głównym winowajcom.
Kolejny
raz przebiegła tekst wzrokiem.
Bardzo mi przykro, że robię to za
pomocą listu. Przyznaję się do tchórzostwa. Nie mam odwagi, by przekazać Ci
wprost, to co mam do powiedzenia. Wybacz.
Proszę, nie miej do mnie żalu… Z
każdym dniem, z każdą godziną jestem coraz bardziej pewna, że już nic do Ciebie
nie czuję. W końcu spotkałam kogoś, dla kogo jestem w stanie zrezygnować ze
wszystkiego. Wiem, że przy nim jest moje miejsce. Nie mogę dłużej oszukiwać
swojego serca. Tym bardziej, że jednocześnie oszukuję ciebie, a na to z całą
pewnością nie zasługujesz.
Mam nadzieję, że pozostawisz w
pamięci jedynie te dobre chwile i szybko znajdziesz prawdziwe szczęście. Ja
będę pamiętać. Nigdy Cię nie zapomnę. Na zawsze pozostaniesz moim drogim
przyjacielem.
Mimo to, proszę, nie próbuj się ze
mną kontaktować. Przynajmniej przez jakiś czas. Możesz być pewien, że nie
zmienię decyzji.
Żałuję,
Ada.
-
Boże… - Wyszeptała, ciągle obserwując telefon, który zaczął się niebezpiecznie
rozmywać przed jej oczami. – Jak to do ciebie dotarło?
-
Pocztą. Ty to napisałaś, prawda?
Pokiwała
głową.
-
Ale do Władka, nie do ciebie. – Wyjaśniła cicho, w końcu podnosząc wzrok.
-
Nie rozumiem. – Zmarszczył brwi, przyglądając się błyszczącej łzie, która
dzielnie torowała sobie drogę po jej policzku.
Ada
odetchnęła głęboko i zaczęła opowiadać:
-
Spotykałam się z Władkiem na długo przed tym, nim się poznaliśmy. Był synem
przyjaciela ojca. Wszyscy byli zadowoleni.
-
Wiem. Pamiętam. Byliście najpopularniejszą parą w szkole.
-
Wszystko się zmieniło, kiedy pojawiłeś się ty. Zorientowałam się, że to co
czuję do Władka, jest jedynie sympatią. Bardzo długo zbierałam się na odwagę,
by mu o tym powiedzieć. Okazałam się zbyt wielkim tchórzem. Napisałam więc
list. Jak widać, był to mój największy błąd… - Zaczerpnęła duży haust powietrza.
– Nie wiem, jak ten list dostał się w twoje ręce. Podejrzewam, że Władek brał w
tym udział. W końcu to była jego własność. Być może jeszcze mój ojciec… -
Zmarszczyła brwi. – Mówiłeś, że sam załatwił ci pracę u swojego znajomego?
Marcin
przytaknął.
-
Już samo to jest dziwne. A dodajmy do tego jeszcze pozornie napięty termin
twojego wyjazdu. Akurat wtedy, kiedy byłam chora i uziemiona w domu. I
przysięgam, że nikomu nie zastrzegałam przyjmowania moich gości. W dodatku te
zaginione listy i telefony, o których nic nie wiedziałam… Trochę za dużo
zbiegów okoliczności i nieporozumień, prawda?
-
Niewiarygodne.
Zapanowała
cisza. Oboje gorączkowo zastanawiali się, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby
nie ten wielki spisek, który ich rozdzielił. Ile lat stracili? Z jakiego
szczęścia zostali obdarci?
-
A twój ślub? Dlaczego w końcu się zdecydowałaś?
-
A co miałam robić? – Ada poczuła łzy, które zaczęły uwalniać się spod powiek. –
Byłam przekonana, że mnie zostawiłeś. Wyjechałeś bez słowa. Nie wiadomo gdzie i
na ile. A ojciec… Ojciec nalegał. Było mi już wszystko jedno… - Wzięła jeszcze
jeden głęboki wdech i otarła policzki. – Z resztą to była tylko transakcja.
Chodziło tylko o dobrze zrobiony interes. Cała reszta tego wszystkiego, to
zwykła farsa. Władek ma swoje życie, a ja swoje. Ramię w ramię stajemy tylko
publicznie, dla zachowania pozorów.
Marcin
zastanawiał się, czy ojciec Ady byłby szczęśliwy, widząc ją teraz. Czy
wiedział, jak bardzo ją skrzywdził? Jak zniszczył ich oboje?
Po
wyjeździe, on sam nie potrafił ułożyć sobie życia. Spotykał się z różnymi
kobietami, ale prędzej czy później się wycofywał. Nie chciał wiązać się z żadną
z nich. Choć każda była na swój sposób wspaniała, żadna nie była jego Adą.
Patrząc
na jej twarz, poczuł że jego uczucia pozostały niezmienione. Nadal ją kochał,
niczym wierny pies, swoją panią. Nie ważne, czy go porzuciła, czy nie. Nie
ważne, jak bardzo cierpiał przez te piętnaście lat. Nadal jej pragnął i gdyby
tylko mu pozwoliła…
Przykrył
jej dłoń swoją. Spojrzała na niego wzrokiem w którym zaskoczenie, mieszało się
z nadzieją. Pochylił się w jej stronę i pocałował. Najpierw delikatnie, dając
jej możliwość wycofania się. Nie zrobiła tego, więc pozwolił sobie na
pogłębienie pieszczoty. Ada zachęcająco westchnęła i przylgnęła do niego.
Nie
minęło dużo czasu, gdy leżeli w świetle ognia, z całych sił usiłując połączyć
dwa ciała w jedno.
Komentarze
Prześlij komentarz