Dziecko i pies? Pewnie, byle z głową.


Będąc w pierwszej ciąży, miałam pewne obawy dotyczące przyszłych stosunków naszego dziecka i domowego pupila. Mamy w domu dosyć głośną suczkę, rasy sznaucer miniaturka. Z doświadczenia wiedziałam, że nie jest może negatywnie nastawiona do dzieci, ale też ich nie uwielbia. Właściwie, gdy odwiedzają nas znajomi z dziećmi, jest najszczęśliwsza, gdy zostawić ją w spokoju. No, ewentualnie można chwilę pogłaskać, choć wtedy widać, że nie czuje się komfortowo. Po prostu dzieci są mniej przewidywalne, bardziej ruchliwe i głośniejsze. Na dokładkę, kiedy była jeszcze szczeniaczkiem, została troszkę wytarmoszona przez grupkę niesfornych pociech.

To była moja pierwsza obawa. Drugą niepokojącą cechą naszego pieska, był wiek. Kiedy Julka przybyła na świat, Luna (nasza suczka) miała około pięciu lat. Tyle wiosen u psa, oznacza już pewną dojrzałość. A wiadomo, że im starszy pies, tym trudniej czegoś go nauczyć. Inaczej zachowuje się zwierzę od młodości przyzwyczajone do obcowania z dzieckiem. Bałam się, że Luna będzie miała problemy z akceptacją nowego członka rodziny, że będzie agresywna.

Nadszedł czas rozwiązania i długo wyczekiwany powrót do domu. Na pierwsze kilka dni, Luna
została wysiedlona do teściów. Jak wcześniej wspomniałam, nasz piesek jest głośny, a ja chciałam pozwolić Julci na spokojną asymilację. Poza tym nadal obawiałam się reakcji psa na bobaska.

Po tygodniu Luna została przywieziona. Julcia leżała wtedy w łóżeczku. W pierwszej chwili, nasz pupil w ogóle jej nie zauważył. Była zbyt zajęta cieszeniem się z tego, że nas widzi. Julcia zakwiliła, zwracając na siebie uwagę. Luna niepewnie spojrzała na łóżeczko i zaczęła warczeć. Postanowiłam pokazać jej nową członkinię stada. Wyjęłam noworodka i pokazałam jej, że to żaden potwór. Sznaucerka uspokoiła się, powąchała zawiniątko i poszła zająć się swoimi sprawami.

Od tamtej chwili była pierwsza przy łóżeczku, gdy Julcia choćby stęknęła. Opierała się łapkami o spód łóżeczka i zaglądała pomiędzy szprychy. Często leżała obok mnie, podczas karmienia albo obok Julci, gdy kładłam ją na łóżku. Nie zaczepiała jej, oprócz kilku razy, kiedy zdarzyło jej się liznąć ją delikatnie w rączkę. Ogólnie, byłam zadowolona z jej zachowania.

Oczywiście nigdy nie zostawiałam ich sama na sam. Zawsze miałam na nie oko. Bałam się, że Luna przez przypadek może przygnieść Julcię. Wiem, że sznaucer miniaturowy nie jest specjalnie duży, ale noworodek jest jeszcze mniejszy i dziesięć razy bardziej delikatny. Gdy Julcia zaczęła łapać różne rzeczy, uważałam, żeby przez przypadek nie pociągnęła psa za sierść. Wtedy sznaucerka mogłaby w odruchu ją ugryźć. Miałam nadzieję, ze Luna nigdy by tego nie zrobiła, ale podobno psu nigdy do końca się nie wierzy.

Gdy nasz mały szkrab nieco urósł, zaczęliśmy ją uczyć głaskać pieska, czyli robić „Cacy, cacy”. Luna znosiła to całkiem dobrze i z zaskakującą cierpliwością. Trzeba było tylko pilnować, żeby Julcia nie pociągnęła jej za włosy, ogon, łapy, albo nie uderzyła jej zbyt mocno. Bo „cacy, cacy” w wersji małego dziecka, często przypomina bardziej „bach, bach”, niż delikatne głaskanie.

Teraz, gdy nasza księżniczka jest już całkowicie mobilna i swobodnie porusza się po całym domu, Luna zaczęła spędzać większość dnia, zakopana w pościeli. Przynajmniej tam ma spokój. Inaczej Julcia chce się z nią bawić. Zabawa przebiega różnie, od głaskania, przez ciąganie, którego staramy się ją oduczyć „bo pieska boli i będzie płakać”, po zabawę w ganianego po całym domu, albo podwórku. Wiem na pewno, że przynajmniej jedną zabawę Luna lubi. Jest to dokarmianie. Julcia cierpliwie wędruje do psiej miski, zabiera chrupek karmy i zanosi pod pyszczek naszego zwierzaka.
Oczywiście nie tylko na takie dokarmianie może liczyć nasza sznaucerka. Od samego początku jest niezwykle pomocna przy rozszerzaniu diety i nauce jedzenia. Służy nam jako mobilny odkurzacz. Przy co smaczniejszych rzeczach, nawet z funkcją mycia podłogi.

Summa summarum uważam, że wychowywanie dzieci w towarzystwie zwierzaka jest bardziej korzystne, niż szkodliwe. Ktoś może powiedzieć, że bakterie, ale przecież dziecko które od najmłodszych lat ma z nimi styczność, szybko się na nie uodparnia. Ja sama nie jestem zwolenniczką wychowywania maluchów w bezwzględnej czystości. Będąc dzieckiem nieraz najadłam się piachu, albo jadłam coś brudnymi rękami i jakoś żyję.

Kolejnym plusem jest przyzwyczajenie latorośli do obcowania ze zwierzętami. Od małego wie, jak się z nimi obchodzić, czego nie robić, itd. Jednym słowem uczy się obycia.

Dziecko ma dodatkowe zajęcie i jest po prostu szczęśliwsze. Nasza Julcia wprost uwielbia pieski. Od
razu śmieje się jej buzia, kiedy widzi „au, au”. Oczywiście należy pilnować, by nie podchodziła do obcych zwierząt, szczególnie jeśli ich nie znamy, albo wiemy, że nie są przyzwyczajone do dzieci.

Mając w domu pieska, też należy cały czas mieć oko na zachowanie zarówno jego jak i dziecka. Ale przede wszystkim trzeba od razu pokazać naszemu psiemu przyjacielowi, jaką pozycję w stadzie zajmuje nowy członek rodziny. Nasz ulubieniec musi wiedzieć, że bobas jest zdecydowanie ważniejszy, niż on sam. Tylko wtedy możemy być względnie spokojni o ich wzajemne relacje. To pies ma się usuwać przed dzieckiem, a nie dziecko przed psem. To ty z bobasem przechodzisz przez wąskie przejście pierwsza, to wy jecie w pierwszej kolejności i to wy wybieracie najlepsze miejsce na kanapie. Poza tym piesek musi wiedzieć, że za żadne skarby nie może nawet warknąć na dziecko. To dzieciak jest górą. Zawsze i wszędzie.

Podsumowując, wychowywanie dziecka z psem, zapewnia urozmaicenie i często dobrą zabawę. Trzeba jednak do wszystkiego podchodzić z rozwagą i mimo wszystko trzymać się zasady ograniczonego zaufania. W każdym razie, jeśli macie w miarę ułożonego zwierzaka, a niebawem ma powiększyć się wasza rodzina, proszę się nie bać na zapas, tak jak ja. Wystarczy opanowanie i odpowiednie podejście do sprawy, a wszystko będzie w porządku.

Komentarze

Popularne posty