Diabli taniec. Bieszczadzkie demony. Tom 2. Emilia Szelest

"Bieszczadzkie demony” – najnowsza seria powieści Emilii Szelest. Jak tytuł wskazuje, akcja toczy się w Bieszczadach. Nie brakuje tutaj zagadek kryminalnych i ciekawych, a wręcz elektryzujących emocji pomiędzy głównymi bohaterami. Wystarczyło, że zaczęłam czytać „Licho nie śpi” i przepadłam. Emilia Szelest zaczarowała mnie opowieścią Damiana i Magdy. Gdy tylko pojawił się drugi tom, czyli „Diabli taniec” musiał przyjechać do mnie z księgarni internetowej. Nie było innego wyjścia tym bardziej, że po zapoznaniu się z opisem, czułam, że to będzie po prostu piekielnie dobre i oczywiście miałam rację. 😉

Kiedy „Diabli taniec„ już wpadł w moje ręce, złapałam go oburącz i trudno mi było puścić. Czytałam w każdej wolnej chwili, połykając kolejne strony jak uzależniona swój najlepszy narkotyk. A dlaczego ta powieść tak mi się podobała? Już tłumaczę, ale najpierw wprowadzę was nieco w fabułę.

Magda jest prokuratorem świeżo po awansie. W jej poukładanym życiu wiele komplikuje obecność pewnego byłego śledczego z Krakowa, który staje się jej przyjacielem, powiernikiem i obiektem pożądania. Damian uciekł znad przepaści i ukrył się w Bieszczadach. Jest pokiereszowany przez życie, ale ma w sobie wolę walki i siłę, której można jedynie pozazdrościć. W Bieszczadach znalazł swoje miejsce w świecie, a także coś czego zupełnie się nie spodziewał... Gdy na festiwalu muzycznym piątka nastolatków popełnia zbiorowe samobójstwo, pomaga Magdzie w rozwiązaniu sprawy, w międzyczasie wraca też do Krakowa, by wspomóc śledztwo przyjaciela.

Pomiędzy Magdą, a Damianem iskrzy i czuć to wyraźnie. Tańczą ze sobą w pięknej, hipnotyzującej choreografii, raz się zbliżając, po chwili odsuwając od siebie. Sekwencja powtarza się ciągle, bo choć wiedzą, że powinni, nie potrafią zignorować wzajemnego przyciągania. Magda ma narzeczonego, który niespodziewanie wraca z Londynu na krótki urlop, a Damian... No cóż, powiedzmy że z całym swoim bagażem nie jest najrozsądniejszym wyborem. Ale czy serce słucha rozsądku? Błagam. Oczywiście, że nie. Niemniej Magda walczy z samą sobą i strasznie ciekawie się to obserwuje.

Do tego Bieszczady. Emilia Szelest pisze o nich tak, że czuć ich magię. Aż chciałoby się do nich wrócić, wkroczyć na szlak i zapomnieć o Bożym świecie. Uciec, jak zrobił to Damian. Autorka nie żałuje nam miejscowych legend, demonów i tradycji, co tylko pogłębia te odczucia. Jak już pisałam, czyta magia tych najdzikszych z gór aż sączy się z kart powieści wprost do umysłu czytelnika.

Prowadzone śledztwo też jest niezwykle ciekawe. Kolejne fakty dawkowane są w idealnej dla mnie proporcji i naprowadzają na trop. Magdzie i Damianowi po prostu się kibicuje i trzyma się za nich kciuki, a przy okazji zabawa jest przednia.

I zakończenie. Chyba nie mogłabym o nim nie wspomnieć. Nie w tym przypadku. Niejasne, niepełne, sprawiające, że na trzeci tom „Bieszczadzkich demonów„ czeka się z niecierpliwością, bo co będzie dalej? Emilia Szelest przerwała właśnie w takim momencie, w którym już przygryza się paznokcie z ekscytacji. A tu bum, koniec. Czekaj na kontynuację. Oj i będę czekać, bo na Biesa, chcę wiedzieć, jak to wszytko się skończy!

Rzecz jasna, gorąco polecam, bo bawiłam się świetnie i mam szalone przeczucie, że nie będę w tym osamotniona. Przyjemnej lektury! 😄

Więcej książek dla kobiet znajdziecie na TaniaKsiazka.pl 

Komentarze

Popularne posty