W Pieniny ze szkrabami
Uczestnicy wypadu: mama (czyli ja), tata, księżniczka lat 4,5, księżniczka lat 3.
Wypoczynek z dziećmi – już
samo stwierdzenie może wywoływać u niektórych parsknięcie śmiechem. Ja sama
przez pewien czas nie wierzyłam, że jedno z drugim można pogodzić. Brzmi
pesymistycznie, ale cóż zrobić. Ważne, że zmieniłam zdanie. 😉 Niemniej wyjazd z dziećmi wiąże się z ogromem
pracy. Trzeba mieć oczy wokoło głowy, być na każde zawołanie i dostosować się
do ich potrzeb oraz możliwości. Rano ogarnąć siebie i pociechy, przygotować
śniadanie, itd., a przede wszystkim zapewnić odpowiednią porcję rozrywek, bo
gdy tego brak, w naszym małym świecie dzieją się przedziwne rzeczy, nierzadko
skutkujące kosztami finansowymi. Czyli mamy to samo co w domu, tylko otoczenie nam się
zmienia. 😉 Jaki płynie z tego wniosek? Z błogiego leniuchowania nici. Nie można też
iść gdziekolwiek się chce, bo szkraby w niektóre miejsca po prostu nie dojdą
albo są jeszcze zbyt małe, by było to dla nich bezpieczne. Mimo wszystko ciągle
mamy do dyspozycji cały wachlarz propozycji i ciekawych atrakcji. I zawsze
można liczyć, że podczas tych przygód wymęczy się je do tego stopnia, że po
powrocie do pokoju padną do łóżek, a my będziemy mogli spędzić spokojne kilka
godzin tylko we dwoje. 😄
My w tym roku postawiliśmy
na Pieniny. Uwielbiam góry jesienią, szczególnie gdy trafi się na odrobinę
słonka. Można zakochać się w pociągniętych złotem widokach i szumie liści pod
stopami. Wtedy nie przeszkadza chłód, wystarczy żeby z nieba nic mokrego nie
spadało nam na głowy.
Już na starcie
wiedzieliśmy, że nie wejdziemy na bardzo zaawansowany szlak. Trzy Korony
mogliśmy podziwiać tylko z dołu i ewentualnie pomarzyć o wspinaczce. To samo
było ze spływem Dunajcem. Obeszliśmy się bez tego, chociaż jest to w miarę
bezpieczna rozrywka jeśli chodzi o dzieci. Problem w tym, że spływ trwa dwie
godziny, a nasza młodsza jest raczej dzieciakiem ruchliwym, więc baliśmy się,
że nie wytrzyma aż tak długo. Może za kilka lat. Ale co w takim razie
robiliśmy? Co zobaczyliśmy?
Punkt 1 - Zamek w
Czorsztynie.
Czorsztyn odwiedziliśmy po
drodze do Szczawnicy. Przechadzka do zamku wydawała się dobrym pomysłem na
rozprostowanie nóg po długiej podróży. Z parkingu, który okazał się darmowy dla
zwiedzających zamek* ruszyliśmy szlakiem zielonym. Droga opadała w dół, by
wznieść się niemal przy samych ruinach. Po drodze można było zboczyć w prawo,
by ruszyć w rejs statkiem po Zbiorniku Czorsztyńskim. Przejście zajęło nam
ledwie kilka minut.
Do zamku poprowadziła nas
pokaźna ilość schodów metalowych z barierami. Za rączkę z dzieciakami szło się
całkiem komfortowo. W bramie kupiliśmy bilety i ruszyliśmy na poszukiwanie zabłąkanej królewny.
Najpierw sprawdziliśmy
tarasy z których mieliśmy przecudny widok na panoramę Zbiornika
Czorsztyńskiego, Pieniny Spiskie i Tatry. Piękne okolice podziwialiśmy także z
okien baszty Baranowskiego. Później wybraliśmy się na przechadzkę do „kuchni”,
gdzie zastaliśmy wystawę o historii zamku i starostwa czorsztyńskiego oraz
lapidarium. W żadnym kącie nie było śpiącej królewny czekającej na ratunek, ale
za to na ścianie spał sobie smacznie nietoperz. Nie miał może korony, ale
zawsze to jakaś atrakcja.
Podsumowując, zamek Czorsztyński jest warty odwiedzenia. Dużo w nim ciekawych wystaw i zakamarków. Schody i zejścia są bezpieczne, dobrze utrzymane, także nie ma strachu o pociechy, oczywiście jeśli mamy je na oku. Ruiny są też doskonałym punktem widokowym na okolicę. Jest tak pięknie, że z łatwością można zauroczyć się Pieninami.
*Parking jest darmowy dla
zwiedzających zamek na czas 1,5h. Przy wyjeździe należy okazać bilet z kasy
zamku.
Zamek w Czorsztynie |
Widok z tarasów zamku |
Punkt 2 – Wąwóz Homole
Rezerwat przyrody Wąwóz
Homole znajduje się na obszarze wsi Jaworki, zaledwie kilka kilometrów od
Szczawnicy. Niedaleko szlaku znajduje się płatny, ale przestronny parking,
gdzie nie tylko zostawimy samochód, ale również zjemy, czy zaopatrzymy się w
pamiątki. Z parkingu przechodzimy kilkadziesiąt metrów chodnikiem, by skręcić w
prawo wprost na ścieżkę prowadzącą przez Wąwóz Homole. Wstęp na teren rezerwatu
jest bezpłatny.
Trasa jest niezwykle
urokliwa i zdecydowanie warta przejścia. Ścieżka prowadzi wzdłuż potoku, który
kilkanaście razy przekraczamy z pomocą kładek drewnianych oraz metalowych. Jest
kamieniście, więc z wózkiem nie pójdziemy, ale nie ma tego złego. U nas dzieci
miały niezwykłą frajdę z trudniejszej trasy. Nawet jeśli obok było łagodne i
wygodne przejście, dziewczyny i tak musiały wdrapać się na największy kamień i
z niego zeskoczyć.
Doszliśmy do Kamiennych
Ksiąg, gdzie znaleźliśmy miejsce na odpoczynek. W sąsiedztwie skał
przypominających wielkie, otwarte księgi można przysiąść na ławeczkach, posilić
się i odetchnąć, a później piąć się dalej w górę lub tak jak my - zawrócić.
Wąwóz Homole zapamiętam na długo. Skały, szum strumyka i liczne mostki - wszystko to tworzyło nieziemską atmosferę i zapadło mi w serce, jako jeden z najurokliwszych szlaków, którymi dane mi było iść. Polecam gorąco.
Wąwóz Homole |
Kamienne Księgi |
Punkt 3 - Biała woda
Pozostańmy w miejscowości
Jaworki. Całkiem niedaleko Wąwozu Homole znajduje się kolejny rezerwat przyrody
Biała Woda. Przy samym szlaku czeka na nas parking. Tym razem trasa jest typowo
spacerowo- rowerowa i dużo spokojniejsza. Idziemy najpierw asfaltem, by przejść
na szutrową ścieżkę prowadzącą nas Wąwozem Biała Woda. I tutaj również szmerze
nam strumyczek, który ciągle mamy w zasięgu wzroku i który kilka razy udaje nam
się przekroczyć. Mijamy okazałe skały, bacówkę oraz urokliwy wodospadzik.
Ścieżka nie ma dużego nachylenia, więc wyprawa przypomina bardziej niedzielny
spacer, niż jakąkolwiek wspinaczkę górską. Droga jest na tyle prosta, że
spokojnie możemy zabrać ze sobą wózek. U nas dały radę nawet
spacerówki/parasolki. Trasa idealna na odpoczynek i wyciszenie po dniu pełnym
wrażeń.
Biała Woda |
Punkt 4 – Promenada wzdłuż
rzeki Grajcarek
W samym sercu Szczawnicy,
tuż pod Palenicą płynie rzeka Grajcarek. Jeśli zatrzymamy się na parkingu obok
Kolejki Linowej na Palenicę, już mamy tylko krok do malowniczej promenady
ciągnącej się wzdłuż rzeki. Skorzystaliśmy i udaliśmy się na krótki spacer.
Promenada jest
wybrukowana, więc jest komfortowo dla wszelkiego rodzaju wózków. Ścieżka
ciągnie się na obu brzegach Grajcarka, które co jakiś czas łączą mosty. Jednym
z nich jest Most Zakochanych pełen romantycznych symboli, czyli kłódeczek
poprzypinanych do balustrady.
Na promenadzie co kilka metrów natrafiamy na ławeczkę do odpoczynku, więc możemy spokojnie rozkoszować się otaczającym nas krajobrazem w pozycji siedzącej. My musieliśmy darować sobie postój. Z naszymi dziećmi jest on możliwy jedynie gdy śpią, ale nie narzekaliśmy, bo mieliśmy mało czasu, a jeszcze wiele do zwiedzenia.
Punkt 5 – Palenica
Na Palenicę nie weszliśmy
na nogach, bo na to chyba za wcześnie, ale za to wjechaliśmy kolejką. Dzieciaki
miały niebywałą frajdę, choć wiadomo, należy zachować ostrożność, bo to jednak
nie podróż zamkniętą gondolą, ale kolejką krzesełkową. W każdym razie
dojechaliśmy na szczyt cali i zdrowi, a do tego ze zdjęciem, na którym niemal
każdy zrobił paskudną minę. Ale kupiliśmy w budce po zejściu z kolejki, bo przecież
to pamiątka, a pamiątki z których za kilka lat można się pośmiać są jeszcze
cenniejsze, prawda? Na szczycie nie dość, że czekała na nas piękna panorama
Pienin, to jeszcze zjeżdżalnia grawitacyjna oraz zwykła, z której ledwo
ściągnęliśmy dziewczynki. Summa summarum bawiliśmy się świetnie.
Widok ze szczytu Palenicy |
Punkt 6 – Park Dolny w
Szczawnicy
Park Dolny znajduje się w
samiutkim centrum Szczawnicy i jest idealnym miejscem na spacer. My trafiliśmy
na październikowy dywan z kolorowych liści, który szumiał nam pod stopami,
wywołując przyjemne ciarki. Liczne ścieżki wśród wiekowych drzew doprowadziły
nas do stawu z fontanną, w którym aż roiło się od kolorowych karpi. Po prawej
stronie, idąc nieco w górę możemy napić się wody ze zdroju Wanda. My ruszyliśmy
dalej, by bliżej głównej drogi znaleźć plac zabaw, gdzie dziewczynki mogły
podokazywać do woli.
Park Dolny |
Punkt 7 – Wodospad
Zaskalnik
Będąc w Szczawnicy warto
oddalić się od centrum. Z dala od głównych tras czeka na nas pięciometrowy
wodospad, który robi niemałe wrażenie. Z centrum możemy przyjść pieszo (ok. 3
km), ale my z dzieciakami nie mieliśmy tyle zaparcia. Można też skorzystać z
usług ciuchci kursującej po mieście lub po prostu podjechać samochodem.
Niemal przy samym parkingu
znajduje się wąska kładka, którą przekraczamy rzeczkę. Następnie skręcamy w
ścieżkę po lewej, kilka kroków i wodospad ukazuje się przed nami w pełnej
okazałości.
Polecam romantykom, którzy
szukają unikalnych miejsc do zwiedzenia.
Wodospad Zaskalnik |
Cały wyjazd upłynął nam
dosyć płynnie, bez żadnych nieprzyjemnych przygód. Pogoda dopisywała, dzieciaki
były zadowolone, a my razem z nimi. Dla nich była to niezwykła przygoda i cenny
czas, bo tych kilka dni spędziliśmy tylko i wyłącznie w swoim własnym gronie, nic
nas nie rozpraszało i nie odciągało od siebie. W dodatku na swojej drodze
spotkaliśmy samych miłych i przyjaznych ludzi, więc pozostały nam już tylko
piękne wspomnienia.
Polecam Pieniny i obiecuję sobie, że jeszcze tam wrócę. Tym razem z córkami w wieku, który umożliwi nam wejście na Trzy Korony. 😉
Tymczasem żegnam się, a na zakończenie serwuję zdjęcie, na którym doskonale widać, ile frajdy sprawił nam ten wyjazd. 😁
Komentarze
Prześlij komentarz